środa, 29 grudnia 2010

Becca Fitzpatrick - "Szeptem"

"Szeptem" to debiut literacki Becci Fitzpatrick, który od razu znalazł się na liście bestsellerów "The New York Times". W bibliotekach aż roi się od wampirów i wilkołaków, ale książkę o upadłych aniołach czytam dopiero po raz drugi. Jest to stosunkowo nowy "gatunek" na rynku polskim, na którym jak wspomniałam przeważają krwiożercze bestie. I jak się przekonałam, dużo ciekawszy.

Nora Grey to zwykła uczennica, marząca o idealnej szkole. Swoje smutki i radości dzieli z przyjaciółką od serca, Vee.  Uczy się wspaniale, ma dobre kontakty z matką, wspaniałą przyjaciółkę.Wszystko toczy się po jej myśli... aż do pewnego dnia. Poznaje tajemniczego i mrocznego Patcha. Od tamtej chwili jej świat zmienia się diametralnie. Ktoś ją śledzi i próbuje zabić, a ona coraz bardziej zakochuje się w Patchu. Nie wie jednak jak straszna jest jego przeszłość.... 

Ostatnią książkę, którą czytałam z takimi wypiekami na twarzy była chyba Trylogia "Darów Anioła" Cassandry Clare, przez którą brnęłam prawie rok temu. "Szeptem" uzależnia. Od tego utworu wprost nie można się oderwać. Cały czas się coś dzieje.Momentami zapominałam nawet, że czytałam książkę. Autorka postarała się o realistyczność i wciągnięcie czytelnika do świata Nory. "Szeptem" czyta się niezwykle przyjemnie, cały czas zmusza nas do odgadywania kolejnych wydarzeń. Podziwiam panią Fitzpatrick za jej wyobraźnie i umiejętność trzymania czytelnika w napięciu do ostatniej strony. 

Najciekawszą postacią tej książki z pewnością był Patch.  Mroczny, tajemniczy, arogancki,  uroczy a zarazem przystojny. I jak tu się nie zakochać ? Od początku oczywiście wiadomo, że to on jest aniołem, jednak wydarzenia z nim związane mogą naprawdę zaskoczyć.  Prawie do końca był owiany mgłą tajemnicy i praktycznie nic się o nim nie dowiedzieliśmy, oprócz tego, co było można wywnioskować z rozmów między nim a Norą. TU należy wspomnieć, że autorka zawarła mało informacji o aniołach. Znajduje się w niej jedynie artykuł prasowy i mała wzmianka o ich umiejętnościach. 

W tym miejscu należy także wspomnieć o okładce. Bezpośrednio nawiązuje do treści i jest jak dla mnie oszałamiająca :) Przykuwa wzrok, a z własnego doświadczenia wiem, że dużo osób patrzy najpierw na szatę graficzną. 

Podsumowują, w świecie, w którym władzę przejęły wampiry, wilkołaki i czarownice "Szeptem" może być wspaniałą odskocznią . Czyta się ją z niesamowitym zainteresowaniem.  Osobiście już nie mogę się doczekać premiery drugiej części przygód Nory i Patcha pt. "Crescendo", która odbędzie się 5 stycznia.  Książka może być wspaniałą chwilą odpoczynku od zwykłych, codziennych zadań, tylko uwaga: ona uzależnia :) ! 

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Krzysztof Wytrykowski - "Srebro Stortebeckera"

Do książki podeszłam dosyć sceptycznie, mimo iż bardzo się starałam być obiektywną. Z mojego doświadczenia wiem, że polscy autorzy rzadko kiedy potrafią mnie mile zaskoczyć i napisać coś, co "nada się" do czytania - oczywiście nie wszyscy. Dlatego też często wolę zagłębić się w literaturze obcej, niż spędzać nudne godziny, niemal    
usypiając, przy autorach polskich. Zaraz po rozpoczęciu lektury natychmiast odeszłam od tego przekonania. Pan Wytrykowski zrobił na mnie duże wrażenie, zwłaszcza, że to jego debiut literacki. 


"Srebro Stortebeckera" przenosi nas w czasy średniowiecza. Bohaterowie, przedstawiciele polskiego tajnego wywiadu, jadą pod przebraniem kupców do Torunia, aby rozwikłać trudną zagadkę śmierci Petera von Velde, którego ktoś zabił. Niclos de Tulow i Jan z Tęczyńskich, którym zostało powierzone to zadanie wpadają w wir walki o władze, pieniądze. Intrygi, spiski i zdarada są ich odwiecznym druhem w tej skomplikowanej walce. Czy uda im się odnaleźć morderce ? Czy odkryją tajemnice, których pilnie strzegą mury Starego Torunia ? 


Pierwsze wrażenie po przeczytaniu książki - niesamowite. Nie miałam pojęcia, że utwór historyczny, może aż tak wciągnąć czytelnika. Autor przeniósł nas w realia średniowiecznej Polski, a także jej sporu z Zakonem, który jest głównym wątkiem w książce. Każdy chyba słyszał o niej choćby z lekcji historii. Pan Wytrykowski pokazuje ją "od podszewki" Dowiadujemy się z niej o tajnym wywiadzie królewskim. Szczerze mówiąc, wcześniej nie wiedziałam, że w tych czasach istniało coś takiego, i początkowo byłam pewna, że jest to tylko wymysł pisarza. Nic bardziej mylnego. Większość zdarzeń i postaci istniała naprawdę,  a została tylko delikatnie zabarwiona przez autora. 


Nie czytam kryminałów, nie wiem nawet, czy kiedykolwiek jakiś przeczytałam, a więc jest to mój "debiut" z tego typu literaturą. Muszę przyznać, że bardzo się cieszę, że zaczęłam właśnie z panem Wytrykowskim.  Książka cały czas trzyma w napięciu. Nie raz miałam wrażenie, że wiem, jakie jest rozwiązanie zagadki, a pisarz za każdym razem mnie zaskakiwał i wprowadzał w błąd. Dopiero na koniec książki dowiadujemy się, co zdarzyła się naprawdę i jest to nie małe zaskoczenie. W czasie czytania dowiadujemy się wiele o życiu mieszkańców wielkich miast, kupcach, szpiegach. Zostajemy wtajemniczeni, co oznacza egzystencja u boku komtura, a także ile ona kosztuje. 


W czytaniu bardzo pomagały różne perspektywy. Widzieliśmy świat oczami Nico, Tylemana, komtura, Bielskiego, Peszki i wielu innych bohaterów. Dzięki temu mogliśmy poznać wiele szczegółów, które w inny sposób by nam umknęły. W książce rzadko kiedy pojawiały się starodawne wyrażenia, które z pewnością utrudniłyby przebrnięcie przez utwór. Autor posługuje się w nim językiem współczesnym, zrozumiałym dla czytelnika. 


Pan Wytrykowski przedstawił nam kupców jako osoby bezduszne, myślące jedynie o pieniądzach i władzy. Zdolnymi posunąć się do wszystkiego i nie przebierających w środkach. Udowodnił, że dla majątku potrafią porzucić miłość. Po pewnym czasie ulatuje z nich dusza, a zostaje tylko chciwość. To może skłonić ludzi do refleksji. Obecnie większość    
zapomina, co oznaczają prawdziwe wartości. W dobie pieniądza, nikt nie może nikomu zaufać. Każdy staje się dla każdego wrogiem. Ukazuje też, co może spotkać ludzi za ich grzechy, co także powinno nakłonić nas do przemyślenia naszego zachowania. 




Reasumując, książka powinna spodobać się osobom lubiącym dobre kryminały i nie tylko . Jest wspaniałą rozrywką na nudne wieczory, potrafi wywołać u czytelnika wypieki na twarzy, a równocześnie we wspaniały sposób ukazuje nam fragment historii Polski. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną część przygód polskich agentów i jestem ciekawa, co w niej się wydarzy. 




Książkę otrzymałam  od portalu nakanapie.pl  za co serdecznie dziękuje.


"Srebro Stortebeckera"; wyd. Radwan , 491 stron; kryminał

piątek, 24 grudnia 2010

Kelley Armstrong - "Przebudzenie"

Przebudzenie - Kelley Armstrong
Mimo że pani Armstrong napisała mnóstwo powieści i różnego typu opowiadań poznałam jej twórczość dopiero dzięki „Wezwaniu”. „Przebudzenie” jest drugą częścią cyklu „Najmroczniejszych Moc”. Muszę przyznać, że mimo początku mojej „podróży” z autorką, ta część wywarła na mnie dużo większe wrażenie niż poprzednia. 

"Przebudzenie" opowiada o dalszych losach Chloe - nastolatki, nekromantki, która uciekła z zakładu terapeutycznego wraz ze swoimi nowymi, niezwykłymi przyjaciółmi. Po drodze czekają ich emocjonujące przygody. Chloe poznaje co oznacza życie na ulicy, jest uczestnikiem wydarzeń, które wcześniej nazywała "chorym wymysłem". Simon, Derek i Chloe przekonują się również, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Czasem największy wróg może okazać się przyjacielem, a przyjaciel - zdrajcą. 

Zaintrygowała mnie okładka. Od razu widać, że jest podobna do poprzedniej jednak zmienił się kolor "amuletu" Chloe. Byłam niemal pewna, że dowiemy się o tym od razu na początku książki, jednak autorka przetrzymała mnie w napięciu przez całą część- a że jestem ciekawska z natury, mam kolejny powód do przeczytania kontynuacji utworu.  

W tej części jest więcej grozy, fabuła jest bardziej rozwinięta i wciąga bez reszty. Styl i język, jak w poprzedniej części bez zarzutu. Autorka przestała nas nawet nękać swoimi wyrażeniami "cool" i "wow" co dodatkowo ułatwiło czytanie. 

Na początku napisałam, że jest to powieść lepsza od poprzedniej. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. O ile w tamtej autorka poskąpiła nam elementów grozy, o tyle w tej ujawnia nam jej tyle, że łatwo sobie wyobrazić niektóre sceny, które nie zawsze są przyjemne. Śmierć, zdrada, cierpienie. Te uczucia nieustannie towarzyszą naszej bohaterce w jej podróży. Dodatkowo czytając utwór niemal czułam chemie, jak wytworzyła się pomiędzy Chloe a Derekiem, oraz Chloe a Simonem. Cały czas zastanawiałam się nad tym co z tego wyniknie i kto dla niej okaże się atrakcyjniejszy : wilkołak czy czarownik. Trochę zdziwiło mnie zachowanie Chloe, która jakby tego w ogóle nie zauważyła. W niektórych scenach wydawało się to dosyć komiczne, jednak tylko podwyższało adrenalinę :).


Moim zdaniem ta część jest dużo lepsza od poprzedniej, a ja mam gorącą nadzieję, że trzecia część cyklu "Najmroczniejsze moce" będzie jeszcze lepsza od poprzednich! Książkę polecam fanom powieści młodzieżowych, fantastycznych, oraz grozy, gdyż utwór ten mieści się praktycznie we wszystkich tych rodzajach "po trochu", a ja z niecierpliwością
czekam na kolejną część przygód Chloe!




Książkę otrzymałam  od Wydawnictwa Zysk i S-ka za co serdecznie dziękuje.

" The Awakening" - Kelley Armstrong; wyd. Zysk i S-ka , 368 stron; literatura młodzieżowa

wtorek, 21 grudnia 2010

Kelley Armstrong - "Wezwanie"

wydawnictwo: Zysk i S-ka
stron: 356
rodzaj : literatura młodzieżowa
ocena : bardzo dobra



To jest moje pierwsze zetknięcie z „piórem” pani Armstrong. Wcześniej jedynie słyszałam o jej utworach, ale niestety nie miałam okazji się z nimi zapoznać, czego bardzo żałuję. Naturalnie mam nadzieję, że to moje nieostatnie zbliżenie do dzieł tej pisarki.
Książka opowiada nam historię Chloe Saunders, zwykłej, nudnej nastolatki, rozkochanej w filmach, która wychowywała się bez matki i szczerze powiedziawszy także ojca, który nie wiedział jak się z nią obchodzić. Pewnego dnia zaczynają się z nią dziać dziwne rzeczy. Dojrzewa, widzi ducha, który się na nią rzuca, bije swoich nauczycieli. Doznaje szoku. Natychmiast zostaje skierowana do Ośrodka Terapeutycznego dla trudnej młodzieży Lyle House, mówią pospolicie, do ośrodka dla świrów. Zawiera nowe znajomości, nie wszystkie udane, ale mimo wszystko wmawia sobie, że nic się nie wydarzyło. Marzy jedynie o tym, by wrócić do domu, do ojca, kochającej ciotki i koleżanek. Niestety jej losy toczą się zupełnie inaczej. Przekonuje się, że życie to nie film. Osoby, które darzyła bezgranicznym zaufaniem ją zdradzają. Czy może być coś gorszego?
„Wezwanie” to moje pierwsze zbliżenie do twórczości pani Kelley Armstrong i mam nadzieję, że nie ostatnie. Autorka jest rzeczowa. Od razu wprowadza nas w akcję, nie licząc krótkiego epilogu: „12 lat wcześniej…” Należy się jej plus za pomysł na tematykę. Nekromanci, czarnoksiężnicy, wiedźmy. To wszystko wprowadza w nastrój fantastyczny, tajemniczy, momentami nawet straszny.
Chloe od początku utworu, tak szczerze wydała mi się trochę ciamajdowata i niezbyt rozgarnięta. Zwykła, szara myszka jakich wiele. Należy jednak spojrzeć na to, że jej matka umarła, gdy była mała, a ojciec, no cóż, nie wiedział jak się z nią obchodzić. Kiedy jego żona umarła, został sam, nie licząc jego szwagierki. Chloe, od zawsze sama, wiecznie się przeprowadzała i nie miała okazji do zawarcia trochę głębszych znajomości (po za ostatnią szkołą, w której ojciec pozwolił jej został dłużej niż w pozostałych).
Styl i język książki są bardzo zrozumiałe, choć czytelnika może być lekko poirytowany nadużywaniem wyrazów „cool”. Książkę czyta się szybko dzięki ciekawej fabule a także tym, że jesteśmy przez cały czas trzymani w napięciu. Po tylu przeczytanych przeze mnie utworach byłam pewna, że nagle dobry bohater stanie się tym złym i na odwrót. Oczywiście można tu znaleźć epizody, które powtarzały się bądź powtarzają się w tysiącach innych powieści, jednak moim zdaniem to, co przedstawiła nam pani Armstrong jest nietypowe i … inne od reszty. Być może to styl autorki, a być może moja wyobraźnia.
Reasumując, książka bardzo przypadła mi do gustu. Jest opowieścią nie tylko o magii, fantastyce, zdolnościach paranormalnych, ale także o przyjaźni, więzach, zdradzie. Temat jest przetarty, jednak pani Armstrong pokazało go od innej strony, co mi się spodobało. Tak czy inaczej, jestem pewna, że nie jest to ostatnie zbliżenie do twórczości tej pisarki.

Książkę otrzymałam  od Wydawnictwa Zysk i S-ka za co serdecznie dziękuje.

niedziela, 19 grudnia 2010

Rachel Hawkins - "Dziewczyny z Hex Hall"

O „Dziewczynach z Hex Hall” słyszałam wiele i nie zawsze były to opinie pozytywne. Na mnie jednak wywołały nieprawdopodobne wrażenie. Z tego, co zauważyłam to dopiero początek kariery pani Hawkins, lecz jest on bardzo imponujący i zachęcający.

Książka opowiada o Sophie Mercer, czarownicy, która z powodu kłopotów trafia do „poprawczaka” dla istot nieludzkich. W ciągu kilku lat razem z matką mieszkały w 19 stanach, przez co dziewczyna nigdy się z nikim nie zaprzyjaźniła. W Hekate Hall poznała swoją pierwszą, prawdziwą przyjaciółkę, Jenny. Po dość krótkim czasie zostają rozdzielone. Sophie poznaje najprzystojniejszego chłopaka w szkole, i choć jest irytujący i sarkastyczny zakochuje się w nim. Dzięki Hex Hall odkrywa tajemnice rodzinne, z których niektóre nie powinny wyjść na światło dzienne...

Od tej książki wprost nie dało się odejść! Zawdzięczamy to głównie lekkiemu sposobowi pisania pani Hawkins. Kiedy dotarłam do końca utworu nie mogłam w to uwierzyć. Akcja rozgrywa się bardzo szybko i wciąga bez opamiętania. Jak w każdej szkole znalazły się „wredne zołzy”, które chciały wykorzystać Sophie do swoich planów lub zrobić z niej pośmiewisko, oraz zabójczo przystojny chłopak. W sumie ta książka urzeka swoją prostotą. Mimo iż świat przedstawiony w książce jest magiczny, no w końcu żyją w nim elfy, czarownice i zmiennokształtni, przedstawia wydarzenie, które mogły się wydarzyć w każdej zwykłej szkole.

Czytając „Dziewczyny z Hex Hall” bardzo polubiłam Sophie. Może i była zwykłą, ciamajdowatą dziewczyna, która w zastraszającym tempie znajdowała sobie wrogów, ale potrafiła wzbudzić czyjąś sympatię. No i w przeciwieństwie do szkolnych, „pięknościo-zołz” działała nie w interesie swoim, lecz dla dobra innych. Za wszelką cenę starała się bronić Jennifer oraz nie dopuszczała do siebie myśli o zdradzie Archera. W trakcie czytania dowiadujemy się bardzo wiele o rodzinie Sophie od strony ojca, którą wcale nie należy się chwalić w gronie przyjaciół. Przewodniczący rady, mający powiązania z czarną magią nie jest najlepszą reklamą dla nowej uczennicy. Mimo wszystko przezwyciężyła koleje losu i stała się tak jakby bohaterką.

Z pewnością zaskoczyło mnie zakończenie. Oczywiście, czytając utwór byłam pewna, że Archer wróci lub coś w tym stylu. W sumie był to jedyny minus utworu. Mimo, że autorka chciała abyśmy poruszyli swoje szare komórki i „dopisali” sobie zakończenie, było to dość irytujące. Pozostał również wątek Cala. Po jego rozmowie z Sophie byłam niemal pewna, że będzie on jakby rywalem o jej serce, czy kimś w tym stylu. Okazał się tylko jedynie jedną z wielu postaci, którą poznajemy bardzo pobieżnie.

Nie żałuję, że przeczytałam ten utwór i jestem niemal pewna, że inni też nie będą. A więc serdecznie zachęcam do przeczytania książki. Moim zdaniem „Dziewczyny z Hex Hall” to jedna z ciekawszych pozycji, którą niewątpliwie należy się zapoznać!

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Ben Sherwood - "Charlie St. Cloud"

wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
stron: 232
rodzaj : literatura piękna
ocena : bardzo dobra

Kiedy dostałam książkę od razu rzuciły mi się w oczy słowa Nicholasa Sparksa: „Powieść wzruszająca, mądra i pełna nadziei”. Już po przeczytaniu opisu byłam pewna, że utwór przypadnie mi do gustu i się nie myliłam. 

Szesnastoletni Charlie St. Cloud wraz ze swoim młodszym bratem byli ofiarami wypadku samochodowego spowodowanego przez pijanego kierowcę. Charlie, w przeciwieństwie do Sama, który zginął podczas reanimacji, wyszedł prawie bez szwanku. Od tej chwili stał się samotnikiem. Jego matka przeprowadziła się do innego stanu i założyła nową rodzinę. Chłopak przyjął się do pracy na pobliskim cmentarzu, aby być bliżej brata, którego widywał codziennie dokładnie o zachodzie słońca. Jego życie jest uporządkowane i rutynowe. Codziennie robi to samo, ale jest zadowolony ze swego życia. Uważa, że nie zasługuje na szczęście, skoro Sam nie może go mieć. Pewnego dnia pojawia się piękna Tess Carroll, w której zakochuje się ze wzajemnością. Niestety jest to początek zdarzeń, które zupełnie zmienią jego życie.

Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po przeczytaniu książki to to, że jest ona pełna mądrości i nadziei. Chłopak, który boryka się z problemami po śmierci ukochanego brata. Dziewczyna, która marzy o prawdziwej miłości. Niespełnione marzenia Ticka. Sam, który nigdy nie dorośnie. To wszystko bardzo mnie wzruszyło. Nie wyobrażam sobie, jak można poradzić sobie ze śmiercią najbliższej osoby. Matka Charliego po prostu uciekła, założyła nową rodzinę, zaczęła życie od nowa. Nie było to jednak właściwe życie, gdyż powinna stawić czoło problemom. Nie pamiętam, kiedy czytałam książkę, która wywarła na mnie aż tak wielkie wrażenie. Czytając ją płakałam, ale nie mogłam się od niej oderwać. W pewnym momencie bardzo chciałam otworzyć ostatni rozdział i go przeczytać, jednak nie byłoby to mądre. 

Opowieść mówi także o tym, jak trudno czasem jest zmienić pewne rzeczy. Kiedy jesteśmy do czegoś przyzwyczajeni, po pewnym czasie popadamy tak jak Charlie w rutynę. Zaczynamy codziennie wykonywać to samo, nie chcemy niczego zmieniać. Chłopak był podporządkowany słońcu. W dzień robił to samo, co poprzedniego, a o zachodzie słońca szedł na spotkanie z bratem. Bał się, że jeżeli się spóźni, Sam zniknie na zawsze. Po poznaniu Tess miał wybór. Albo uratowałby Tess, albo brata. 

Charlie to wyjątkowa postać. Jest pełny miłość i odpowiedzialny. Od zawsze dbał o Sama, gdyż nie znali swoich ojców. Po wypadku w nic się nie angażował. Zrezygnował z pracy w biurze swojej ukochanej drużyny bejsbolowej, bo chciał być przy bracie. Z rezygnował z uczuć, bo sądził, że skoro Sam nigdy nie zazna szczęścia, to i on nie może. Zrezygnował z pracy para medyka, choć od zawsze o tym marzył, bo chciał mieć czas dla brata. Mimo tak młodego wieku, zrezygnował z wszystkiego. Inny człowiek na jego miejscu uciekłby, tak jak jego matka i po prostu zapomniał o tym, co było. Chas był człowiekiem niezwykłym, dla którego Bóg miał plan. Po wielu trudach i przejściach zrozumiał, że aby być szczęśliwym, musi słuchać głosu serca. 

Opowieść jest ku pokrzepieniu serc. Każdy człowiek, choć raz zastanawiał się, czy istnieje coś takiego jak drugie życie, co jest po śmierci. Dowiadujemy się, że duchy są z nami tyle, ile chcą. Naprowadzają nas, starają się pomagać i tak jak i my, potrzebują czasu na dojście do siebie. Nikt z nas nie chciałby, aby ktoś mu umarł, ale kiedy to się wydarzy, musimy mieć nadzieje. To dzięki niej człowiek wierzy. A wiara jest cudownym uczuciem. Pomaga nie tylko zrozumieć niektóre rzeczy, ale także przezwyciężyć ból, który się w nas rodzi po stracie bliskich. 

Język i styl książki jest zrozumiały. Możemy z niej nauczyć się trochę o żeglarstwie. W historię Charliego wprowadza nas Florio Ferrente, który uratował go od śmierci. W dalszej części jeden rozdział jest przemyśleniami Charliego, a następny Tess. Dzięki temu poznajemy punkt widzenia obojga oraz widzimy, jak bardzo są do siebie podobni. 


Reasumując „Charlie St.Cloud” to wspaniała powieść, która na długo zapadnie w mym sercu. Zgodnie ze słowami pana Sparksa, jest mądra, wzruszająca i pokrzepia serca. Utwór polecam wszystkim, którzy chcą oderwać się od rzeczywistości. 


Książkę otrzymałam  od Wydawnictwa Prószyński i S-ka za co serdecznie dziękuje. 



niedziela, 12 grudnia 2010

Conn Iggulden - "Toliny. Wystrzałowe opowieści dla dzieci"

wydawnictwo: Świat Książki 
stron: 176
rodzaj : literatura dziecięca
ocena : bardzo dobra


Wiele osób marzy o powrocie do czasów dzieciństwa. W życiu człowieka jest to najwspanialszy, a zarazem najkrótszy okres. Czytając „Toliny” Conna Igguldena miałam szczęście powspominać „dawne” czasy.

„Toliny” opowiadają o małych stworzeniach ze skrzydełkami, które są większe od duszków i potrafią zaśpiewać dźwięk his. Mają one swoje prawa, a pilnuje ich Arcytolin Albert. Po krainie tolinów oprowadza nas zabawny i mądry Iskrzak, który dla ratowania swoich pobratymców jest gotów złamać święte prawo, głoszące, iż Toliny nie mogą pod żadnym pozorem rozmawiać z ludźmi.

Czytając „Toliny” nie było mowy o nudzie. Autor cały czas zaskakiwał rozwojem akcji. Mimo iż akcja opowieści toczy się w 1922 roku w Anglii za panowania Jerzego IV utwór napisany jest nowoczesnym językiem. Niektórzy mogą sądzić, że jest to zwykła książka, jakich wiele. Jednak można w niej zauważyć wady ludzkie. Przecież brodacze nie interesowali się tym, czy krzywdzą Toliny, czy też nie. Obchodził ich tylko zysk. W prawdziwym życiu jest tak samo. Człowiek już nie myśli o innych, tylko o korzyściach. Iskrzak, nasz główny bohater stara się zapobiec cierpieniu jego przyjaciół. Ludzie zauważyli, że wystrzelając Toliny w powietrze wychodzą piękne fajerwerki. Przy tych wyczynach znikały im skrzydełka, które później musiały długo odrastać. Nasza postać odnalazła inny, bezbolesny sposób na fajerwerki , ale poniosła za to konsekwencje.

Dodatkowo wielki plus dla Wydawnictwa Świat Książki za wygląd książki. Jest piękna, duża i zawiera mnóstwo ilustracji, które zachwycą każdego. Język jest bardzo przystępny. Dużo czcionka z pewnością pomoże w czytaniu młodszym.

Autor ma głowę pełną świetnych oraz oryginalnych pomysłów. Reasumując młodzi czytelnicy wprost zakochają się w tej książce, a starsi dzięki niej przeniosą się w świat dzieciństwa i baśni. Książkę polecam każdemu. Pan Iggulden w wspaniały sposób ukazuje, że na bajki nigdy nie jest się za starym.

Książkę otrzymałam  od LubimyCzytac.pl za co serdecznie dziękuje. 

czwartek, 2 grudnia 2010

Gemma Malley - "Deklaracja"


wydawnictwo: Wilga

stron: 312
rodzaj : młodzieżowa
ocena : arcydzieło !


Za „Deklarację” chciałam się zabrać już dawno temu, jednak nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Wywołała ona we mnie ogromne wrażenie już od pierwszego zdania. Zachwyciła mnie swoją okładką, która była ściśle związana z treścią utworu a zarazem piękną metaforą.

Wielu z nas z pewnością zastanawiało się nad przyszłością i jej wynalazkami. Na pewno wiele rzeczy pójdzie do lamusa, a jeszcze więcej będzie się rozwijało. „Deklaracja” ukazuje świat, w którym ludzie żyją wiecznie. Jak było do przewidzenia po pewnym czasie zaczyna brakować miejsca. Populacja tylko zwiększała swoją liczebność. Władze zdecydowały się na napisanie Deklaracji, która głosiła, że nie można mieć potomków, chyba że zrezygnuje się z długowieczności. Nadmiary- dzieci, które urodziły się nielegalnie zostają łapane przez łapaczy i przewiezione do specjalnych zakładów, mających na celu przeszkolenie ich na wartościowe zasoby. Główna bohaterka, Anna, do zakładu w Grange Hall znajduje się, od kiedy skończyła 2, 5 roku. Obecnie ma 15 lat i jest jednym z najlepszych nadmiarów. Uczy się jak służyć legalnym, aby byli szczęśliwi. Przełożona wpaja jej całe życie nienawiść do rodziców, którzy według niej ją porzucili na pastę losu. Jeżeli będzie dobrze służyć, być może odkupi Grzech ojca i matki i Matka Natura potraktuje ją łagodnie. Pewnego dnia zjawia się chłopak z Zewnątrz, Peter. Od tego czasu jej życie przewraca się do góry nogami i poznaje prawdę o swoim pochodzeniu.

Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony. Znajdujemy w niej urywki dziennika Anny, w którym opowiada nam o swoim życiu. Jest to postać niezwykła. Z czasem przechodzi wewnętrzną przemianę. Staje przeciw przełożonej i poznaje szczęście. Tak szczerze przyszłość przedstawiona przez autorkę mi się niezbyt podoba. Ludzie są usypiani lub zamykani w zakładach tylko dlatego, że się urodzili. Jest to zachowanie nieludzkie. Osoby, które uważają się za cywilizowane w jednym momencie potrafią wydać wyrok śmierci na bezbronne dziecko. Spodobała mi się postać Petera – chłopaka odważnego, który jest w stanie zrobić wszystko dla Anny. Udowadnia to, że miłość nie ma ograniczeń. Kiedy na koniec odchodził z dziadkiem byłam przerażona. Myślałam, że zostawił Anne na pastwę losu, że ją opuścił i do niej nie wróci.

„Deklaracja” napisana jest stylem lekkim i zrozumiałym. Autorka nie wprowadza neologizmów, co ułatwia nam zrozumienie utworu. Kiedy już raz zacznie się czytać tą książkę, nie można się od niej odciągnąć.

Przełożona zakładu jest osobą okrutną – to należy jej przyznać. Jednak na koniec książki dowiadujemy się skąd to się wzięło. Rozgoryczona kobieta w ciąży dowiaduje się, że jej dziecko nie będzie miało prawa żyć. Nie powinna z tego powodu mścić się na nadmiarach, jednak być może trochę współczucia by jej pomogło. Nigdy nie miała na nikim oparcia. Jej ojciec ją ignorował. Za męża wyszła tylko dlatego, że chciała mieć dziecko. Kiedy umarło nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Praca w tym zakładzie tylko wzbudzała jej gniew. Każde nowe dziecko sprawiało, że coraz bardziej ich nienawidziła. Jej syn mógł żyć, a te istoty nie.

Pierwsze zbliżenie do dzieł pani Gemmy Malley muszę uznać za jak najbardziej udane! Daje nam ona przestrogę. Energia w pewnym momencie się skończy i powinniśmy ją szanować. Kiedy jej zabraknie życie będzie trudne. Do tej książki wrócę nie raz. Moją miłość zyskali bohaterowie oraz ich nadzieja na lepszy świat, w którym każdy będzie miał prawo żyć i nie będzie prześladowany. Utwór polecam z całego serca nie tylko młodzieży, dla której jest przeznaczona, ale dla wszystkich.


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga za co serdecznie dziękuje.