czwartek, 28 kwietnia 2011

Bree Despain - "Dziedzictwo mroku"

"Łaska jest niezbędna każdemu z nas. Wszyscy potrzebujemy pomocy"

"Dziedzictwo mroku" to już kolejna książka, która została przez mnie przeczytana w tempie ekspresowym, a na to określenie zdecydowanie trzeba sobie zasłużyć. Mimo, że niemal codziennie na rynku pojawia się jakaś nowa książka, tylko raz na jakiś czas okazuje się ona godną uwagi lekturą. Według mnie "Dziedzictwo mroku" do nich należy.


Grace Divine (nie mogą się oprzeć i muszę wam tu zdradzić, że oznacza to "łaska boska"), jest córką miejscowego pastora. Wiedzie spokojne, dobre życie w katolickiej rodzinie, swój czas dzieli na ten spędzony w kościele, przy nauce oraz na pomocy społecznej. Posiada trójkę rodzeństwa : Jude'a, Charity i Jamesa. Jej spokojną egzystencje zakłóca przybycie do miasta Daniela Kalbi, jej byłego sąsiada, chłopca, który niegdyś zniknął w zagadkowych okolicznościach. Od tej chwili wkracza w świat sobie nieznany, pełny mroczności i tajemnic...


To, od czego muszę zacząć to lekkość, z jaką czytało się książkę pani Despain. Historia stworzona przez autorkę jest fascynująca, oryginalna i wciągająca do ostatniej strony. Bohaterowie, których stworzyła są idealnie dopracowani pod każdym względem, co sprawia, że ma się ochotę czytać, czytać i czytać. Gatunek paranormal romance stał się ostatnio nie tyle popularny, ile pożądany przez rządne niesamowitego romansu nastolatki, "Dziedzictwo mroku" jest natomiast doskonałym dowodem, że oprócz dobrej zabawy przy czytaniu książki można się czegoś nauczyć. 


Od kiedy przeczytałam pierwszą stronę kompletnie odpłynęłam. Książka zaskoczyła mnie swoim klimatem i dość ciekawą tematyką. Mimo iż wilkołaki są ostatnio nieodłącznym elementem opowieści o wampirach, dopiero w "Dziedzictwie mroku" spotykam się z nimi w roli głównej. Co do atmosfery, która panowała w utworze, była niezwykła z powodu na swoją tajemniczość. Już od początku w mojej głowie trybiki niemal krzyczały "myśl!, znajdź jakieś połączenie tych wydarzeń!". Pani Despain, w przeciwieństwie od niektórych pisarzy, którzy płyną przez swój utwór monotonnie, a na konie robią wielkie "bum" z rozwiązaniem zagadek,przez całą lekturę, dawała nam po kawałeczku układanki, aż ułożyły się w obraz pięknej, aczkolwiek zakazanej miłości. Mim to na koniec zostało kilka niewyjaśnionych spraw, przez co mam coraz większą ochotę na kolejną część. 


Czego najbardziej się bałam sięgając po książkę ? Po opisie wywnioskowałam, że Grace należy do rodziny niezwykle religijnej (dla przypomnienia, jej ojciec jest pastorem), wynika z tego więc, że została wychowana na grzeczną, wiecznie posłuszną dziewczynkę niczym ze średniowiecza, a narracja jest pierwszoosobowa. Nie muszę chyba mówić,jak wielkie było moje zdziwienie oraz oczywiście ulga, gdy okazało się, że zachowuje się jak zwykła nastolatka, a nie zasypuje nas cytatami z Biblii. Mimo tego była bardzo mądra i rozważna,co tylko podkreśla to, jak dobrego bohatera stworzyła pani Despain.


Co do postaci, to nie napisałam jeszcze o Danielu, który należy tu do głównych postacie, jednak mam zamiar trzymać was w niepewności. Zdradzę jedynie tyle, że to dzięki niemu utwór jest taki tajemniczy i posiada swój wyjątkowy klimat. Jest chłopakiem doświadczonym przez życie, rozsądnym, a jednocześnie niosącym w sercu wielki ciężar, który go przytłaczał. 


Dlaczego właśnie "Dziedzictwo mroku"? A dlaczego nie? Książkę faworyzuje niezwykły styl, opowieść, a nawet opisy, których zwykle nie znoszę, a które w tym utworze nabrały nowego znaczenia. Niezwykłe zwroty akcji, które wytrąciły mnie z monotonności dnia powszedniego i wprowadziły w nietuzinkowy, inny świat sprawiają, że od utworu nie można sobie od tak odejść. Miłość, która zrodziła się między bohaterami zachwyca i sprawia, że czytelnik jest wciągany w wir wydarzeń.


Podsumowując, książka "Dziedzictwo mroku" jest warta przeczytania nie z jednego, ale z wielu powodów takich jak porywająca, oryginalna historia, walory językowe, niezwykle wykreowanych bohaterów. Polecam wszystkim tym, którzy cenią sobie dobrą, acz średnio ambitną literaturę. Utwór pani Despain wywołał na mnie piorunujące wrażenie i mam nadzieję już niedługo przeczytać drugą część opowieści pt. "Łaska Utracona". Jeszcze raz zdecydowanie polecam!

Za książkę serdecznie dziękuje Wydawnictwu Galeria Książki


niedziela, 24 kwietnia 2011

Cassandra Clare - "Mechaniczny anioł"

Cassandra Clare to już od dłuższego czasu moja ulubiona pisarka. Chylę jej czoła za stworzenie Trylogii "Darów Anioła" oraz postaci takiej jak Jace, co musiało być nie lada wyzwaniem. Kiedy dowiedziałam się o "Mechanicznym aniele" szczerze zastanawiałam się, czy ją czytać. Doszłam do wniosku, że autorka nie da rady dotrzymać poziomy Darom Anioła i, jak zwykle zresztą, martwiłam się niepotrzebnie. 


"Mechaniczny anioł" jest pierwszą książką z serii "Diabelskie maszyny", będącej prequelem wcześniejszej trylogii "Dary anioła".Tess dopiero co przypłynęła do Londynu do brata, jednak to nie on wita ją w porcie, a Mroczne Siostry, które zabierają ją do tajemniczego domu, w którym zostaje uwięziona. Poznaje osoby, które według niej powinny być jedynie wytworem wyobraźni i dowiaduje się, że nic nie jest takie, jakie się jej wydawało...


Cassandra Clare już od dawna zachwyca mnie stylem i sposobem pisania. Do jej książek podchodzi się z nieskrywaną przyjemnością i ochotą na więcej i więcej. Jak w każdej lekturze wychodzącej spod jej ręki obowiązkowo jest obecna wartka akcja, która miesza się z miłością między bohaterami, w tym przypadku niemal równie zawikłaną jak w Trylogii Darów Anioła. 


Tessa, której przydzielono narrację, była postacią, której nie dało się nie współczuć, a jednak w niektórych momentach wydawała mi się dziecinna, jednak tłumaczyłam to sobie czasami, jakie ukazane były w "Mechanicznym aniele". Anglia za czasów wiktoriańskich naznaczona była raczej rygorystycznym podejściem do obowiązków kobiet i wpajaniem im, że jedynie wyjście za mąż za kogoś bogatego i poświęcenie mu się całkowicie jest dobre dla płci pięknej. 


Postacie, które okazały się dla mnie najbardziej wyrazista? Will i Jem. Oczywiste było dla mnie, że pisarka stworzy postacie chłopców silnych, z przeszłością, a zarazem delikatnych. Will i Jem należą do tego typu. Są pełni tajemnic i niezwykłości, dzięki temu książka nabiera charakteru i jest jeszcze bardziej wartościowa. Co prawda wystąpiła jeszcze Jassemine, w której na pozór odnajdywało się jedynie próżność i głupotę, a w chwilach prawdziwego zagrożenia ukazywała, że należy do nefilim.  

Coś co mnie najbardziej zaskoczyło? Krótki, jednak niezmiernie  ważny epizod z aniołkiem, który był tak jakby amuletem Tessy. Co prawda wydało mi się to zbyt baśniowe i magiczne, jednak stwarzało niezwykłą atmosferę. Jestem pewna, że w kolejnych tomach, ten naszyjnik okaże się ważnym elementem.


Podsumowując, z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów twórczości Cassandry Clare. Mimo, że "Mechaniczny anioł" nie zachwycił mnie tak jak Trylogia "Darów Anioła", nie mogę jej za to winić. W końcu bardzo trudno jest napisać dzieło równe poprzednim tejże autorki, oraz wykreować postacie, takie jak Jace, wyraziste, idealne pod każdym względem, a zarazem tak ludzkie i pełne uczuć. Tak więc polecam tą lekturę wszystkim, gdyż z całą pewnością nie można przejść obok niej obojętnie.  

czwartek, 14 kwietnia 2011

Pamela Wells - "Złamane serca"


Do książki tej podchodziłam dość sceptycznie. Ile razy czytaliśmy o zawodach miłosnych, przyjaźni ?  Byłam pewna, że "Złamane serca" będą kolejną tkliwą książką, jakiś wiele. Nie muszę chyba opisać jak miłe było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że jest wręcz odwrotnie :)

Jednego dnia trzy przyjaciółki Sydney, Reven i Kelly zostają porzucone przez swoich chłopaków i udają się do czwartej przyjaciółki, Alexii, która zawsze była singielką. Aby już nigdy nie przeżywać syndromu złamanego serca postanawiają utworzyć Kodeks, który je przed tym uchroni. Problem jest tylko jeden. Jak przestrzegać reguł, kiedy same proszą o złamanie...?

W swoim życiu każdy choć raz był zakochany i tak samo jak bohaterki naszej książki przeżywał dylematy związane z tym uczuciem. Najpierw należy się zastanowić co to jest miłość. To uczucie, bezinteresowność, więź, łącząca dwie osoby. W przypadku książki uczucie to zostało przedstawione w dość odmienny sposób, w zależności od bohaterki. Kelly, była ślepo zakochana i nie zwracała uwagi na to, że jej ukochany olewa ją, gdyż chce zrobić dobre wrażenie na rodzicach. Alexia, nigdy jeszcze tak naprawdę nie kochała. Była na początku przestraszona swoim uczuciem, ale nauczyła się, że jest ono tylko częścią niej. Reven, nabrała stosunku do siebie i chłopaków. Zaczęła patrzeć głębiej, nie tylko na ich urodę czy popularność, ale także charakter. Sydney nigdy nie pogodziła się z tym, że jej chłopak odszedł i nie mogła sobie z tym poradzić. Miała naprawdę duże problemy, których nie udało się jej przezwyciężyć. Czytelnik uczy się czegoś od każdej z tych dziewczyn, które po pewnym czasie stają się silne i niezależne. Pokazują, że wszystko wcale nie musi się kręcić wokół zachcianek chłopców.

Nie przypuszczałam, że lektura o miłości będzie w stanie wywołać we mnie takie uczucia. Nie mogłam się od niej oderwać, co było nie małym zaskoczeniem. Autorka do każdej z dziewczyn podeszła w sposób psychologiczny, skupiając się na ich charakterze i emocjach.

„Skleja serca, reperuje uczucia”

Myślę, że "Złamana serca" będą idealną lekturą dla wszystkich dziewczyn, a zwłaszcza tych, które mają problemy z chłopakami. Kodeksy, utworzony przez bohaterki, mimo iż był jedynie metaforą, zdziałał cuda. Kto wie, może po zapoznaniu się z dziełem pani Wells, nasze kłopoty przeminą ? Wystarczy spojrzeć w głąb siebie i odkryć, że jest liczy się coś więcej niż wygląd czy popularność. Utwór polecam, bo naprawdę warto, a ja tymczasem czekam na kontynuacje, która, jak mam nadzieję, ukaże się już niebawem nakładem Wydawnictwa Wilga. Jeszcze raz polecam !  


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga za co serdecznie dziękuje.

sobota, 9 kwietnia 2011

Katherine Howe - "Zaginiona księga z Salem"

Zaginiona księga z Salem - Katherine Howe
Jako że od czasów Harre'go Potter'a kompletnie mi odbiło na punkcie magii (co przekłada się nie tylko na czytanie, ale także filmy), "Zaginiona księga z Salem" znalazł się na szczycie książek do przeczytania. Dreszczyku dodaje fakt, że autorka jest potomkinią Elizabeth Howe, która została osądzona o używanie czarów i skazana na śmierć przez powieszenie. 


Connie Goodwin, absolwentka Harvardu, w czasie lata mieszka w domu należącym do swojej nieżyjącej już babki, który znajduje się w pobliżu miejsca, gdzie dawniej urządzano procesy czarownic. Podczas tych wakacji poznaje swoje korzenie, dowiaduje się niezwykłych rzeczy na temat swojej rodziny, oraz poznaje Sama...


Pierwsze, co przypadło mi do gustu w tej książce to podział na czas teraźniejszy i przeszły. Każdy rozdział był z innej perspektywy, co dodawało książce wartości, choć trochę irytowało mnie przeskakiwanie w przeszłość przez bohaterki, czytało się z przyjemnością. Do tej pory spotkałam się z tym tylko w jednej książce, a mianowicie "Endymionie Springu" M. Skeltona, który przypadł mi do gustu. Jednoczesne rozgrywanie się historii w dwóch płaszczyznach czasowych okazało się bardzo dobrym pomysłem.


Akcja, mimo że w kilku momentach okazała się monotonna i nużąca w innych biła siłą i szybkością. Magia została w książce opisania w ten bardziej przyjemny sposób, aczkolwiek popłakałam się w kilku momentach z historii opisywanej przez potomkinie Connie. Plusy to łatwość, z jaką czytało się książkę (mi osobiście zajęło to trzy godziny) oraz barwne postacie, które nadały charakter utworowi. "Zaginiona księga z Salem" jest pełna spokoju (no nie wiem, ostatnio coraz więcej zwracam na to uwagę), magicznej atmosfery i barw.  


Tak więc książka przypadła mi do gustu i to nawet bardzo. Historia i współczesność połączone w jedno ? Według mnie rewelacja!Dowiadujemy się o kolonizacji, oraz poszukiwaniu starych książek. Poruszył mnie także wątek miłosny Connie i Sama oraz zaskakujące zakończenie. Co do końca książko to coś mi się zdaje, że to jeszcze nie koniec przygód naszej młodej studentki.  Ogólnie utwór zaliczam do tych bardziej wartościowych i godnych przeczytania. Polecam!.