czwartek, 27 grudnia 2012

Cassandra Clare - "Miasto Popiołów"

http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/47000/47512/352x500.jpg
Zaraz po skończeniu "Miasta Kości", zabrałam się za czytanie kolejnej części bestsellerowej serii "Darów Anioła" Cassandry Clare. Zaliczam ją do tych, po której zostaje ogromna satysfakcja, ale także niedosyt. Są bowiem książki, które potrafią spędzać sen z powiek, a "Miasto Popiołów" z pewnością do nich należy. Czy tak jak ja jesteście ciekawi jak potoczyła się zakazana miłość Clary i Jace'a? No to zaczynamy...

Tysiące lat temu, Anioł Razjel zmieszał swoją krew z krwią mężczyzn i stworzył rasę Nephilim, pół ludzi, pół aniołów. Mieszańcy człowieka i anioła przebywają wśród nas, ukryci, ale wciąż obecni, są naszą niewidzialną ochroną. Nazywają ich Nefilim, Nocnymi Łowcami. Pilnują oni praw  nadanych im przez Razjela. Ich zadaniem jest chronić nasz świat przed demonami, które podróżują między światami, niszcząc wszystko na swej drodze. Do tego świata wkracza Clary, młoda dziewczyna, która dowiaduje się prawdy o swoim pochodzeniu. Aby uratować matkę, jednoczy się z Nocnymi Łowcami. Valentine po raz kolejny wciela w życie plan, który ma na celu zapewnienie mu władzy absolutnej. Z każdą godziną sprawy wyglądają coraz poważniej i nic nie wydaje się już takie jak wcześniej. Bohaterowie zostają wystawieni na poważną próbę i wszystko wskazuje na to, że wojna między nadprzyrodzonymi stworzeniami zbliża się w zawrotnym tempie.


Tak jak poprzednia część, tak i ta okazała się niebywale wciągająca. Przeczytałam ją jednym tchem. Z każdym kolejnym rozdziałem chciałam więcej i więcej. Z każdą stroną świat Nefilim intrygował mnie coraz bardziej (o ile to w ogóle możliwe). Ciekawa fabuła i szybka akcja, to tylko dwie z wielu zalet tej książki. Ani przez moment nie czułam nudy czy też monotonni. Wciąż poznawałam nowych bohaterów, którzy wdrażali aurę niezwykłości i tajemniczości. Rzadko  czytam książki, które wywołują u mnie aż tyle emocji. W "Mieście Popiołów" dziej się więcej i bardziej. Cassandra Clare  nie powiela schematów (choć wielu chętnie z tym polemizuje), tworzy nowy, indywidualny, wspaniały świat Nefilim, Nocnych Łowców. Autorka powołała do życia niezwykłą, niezachwianą przyjaźń, a także miłość taką, jaką czytelnicy najbardziej kochają: tajemniczą, intrygującą, ognistą, a zarazem zakazaną.  

Podziwiam autorkę za sposób, w jaki wykreowała bohaterów. Są oni niezwykle wyraziści, dopracowani w każdym calu i plastyczni. Oczywiście "ponad wyżyny" wybija się Jace, ale inni nie pozostają w tyle. Autorka obdarzyła wszystkie postaci niezwykłymi osobowościami, które nie raz doprowadzały do łez albo śmiechu. Czytając utwór z łatwością mogłam przeniknąć uczucia danego bohatera (oprócz Jace'a) i je z nim/nią dzielić. 

Cassandra Clare nieprzerwanie mnie zaskakuje i sprawia, że z każdą kolejną książką, zachwycam się nią coraz bardziej. "Miasta Popiołów", tak jak każdej innej książki spod pióra tejże autorki, nie jestem w stanie opisać odpowiednimi słowami. Za każdym razem, kiedy powracam do tego utworu (a robię to bardzo często), coś mnie zaskakuje i sprawia, że chcę więcej. Książka nieprzerwanie mnie zachwyca i wciąż zaczarowuje od nowa. Jestem pewna, że przypadnie do gustu wszystkim, którzy już rozpoczęli tą serię, ale także tym, którzy dopiero mają ją poznać.

środa, 19 grudnia 2012

Nina Reichter - "Ostatnia spowiedź"/ Wyniki konkursu

"568 897 znalazło tu miłość, która nie ma początku i nie zazna końca. Miłość stworzoną z setek zdań i tysięcy słów, zmieniających jedno z tak wielu w jedno jedyne. Miłość, która nigdy się nie powtórzy, bo nie ma najmniejszej szansy na powtórzenie rzeczy tworzących zupełność."

Ostatnio przekonałam się, że każda książka, do której podchodzę sceptycznie, okazuje się miłym zaskoczeniem. Jednak nazywając tak "Ostatnią spowiedź" popełniłaby ogromny błąd. Utwór Niny Reichter jest jedną z najlepszych książek przeczytanych w 2012 roku. Co ma w sobie takiego niezwykłego? 

Bradin Rothfeld jest dziewiętnastoletnim rockmanem. Kobiety w całej Europie wzdychają do jego brązowych oczu i cudownej, niemal dziewczęcej urody. Wracając z trasy Brade spóźnia się na przesiadkę i spędza noc na opustoszałym lotnisku. Spotyka wtedy Ally Hanningan. Spędzają ze sobą kilka magicznych, niezapomnianych godzin. A późnej wspaniała noc się kończy. I oboje już wiedzą, że nie spotkają się więcej. Nigdy więcej. Bo zbyt mocno czują, co rodzi się między nimi. Żadne z nich nie może się teraz zakochać. Ally jest zajęta – uwikłana w dziwny związek, który mówi – „prasa nie może odkryć twoich kobiet”. Brade jednak używa podstępu i ciągnie tę znajomość. Pozostaje tylko jeden szkopuł. Ally nadal nie ma pojęcia, kim jest Bradin. I również skrywa pewien sekret. Co zrobi Bradin, pragnąc dziewczyny, której nie powinien nawet tknąć?
  
Historia Ally i Bardina kompletnie zawładnęła moim życiem. Jeszcze przez kilka dni po zakończeniu utworu chodziłam jak w letargu i uśmiechałam się za każdym razem, gdy przypominał mi się jakiś fragment utworu. Akcja toczy się szybko, ale mamy czas na własne refleksje i przemyślenia. Z każdym kolejnym zdaniem miałam ochotę krzyczeć i kopać w każdy napotkany przedmiot.Trudno było mi zrozumieć, dlaczego Ally odrzuca tak wspaniały dar, jakim jest szczera miłość. Ona zdarza się raz na całe życie. Jest jedna, wyjątkowa, niezapomniana. Trafiając na nią nie wolno poddać się, przez strach.
 
Bohaterowie wykreowani przez Reichter są fantastyczni. Każdy z nich ma w sobie coś niezwykłego i wywołuje w czytelniku setki uczuć. Najbardziej kontrowersyjną postacią obok Ally i Bardina był oczywiście Tom i Sebastian. Obu współczułam, choć z różnych powodów, i czułam się bezsilna. Razem z postaciami "Ostatniej spowiedzi" przeżywamy wzloty i upadki związki Ally i Bardina. Razem z nimi śmiejemy się, spoglądamy w gwiazdy... Oglądamy najboleśniejszy upadek...

Styl i język, jakiego używa autorka jest lekki i przyjemny. Gdybym chciała pozaznaczać wszystkie fragmenty, które sprawiły, że ten utwór jest wyjątkowy, musiałabym spędzić kilka dni na zakreślaniu całej książki.

Dodatkowym (chyba tysięcznym) plusem utworu są utwory, które raz na jakiś czas podsuwała nam autorka. Pierwszy raz spotkałam się z takim pomysłem i mnie bardzo zaskoczył. Zwłaszcza, że muzyka nadała jeszcze mocniejszego charakteru "Ostatniej spowiedzi".


"8796 z nich nigdy nie zapomni momentu, kiedy spłynęła potokiem słów, łez i ludzi."
Nawet gdybym chciała, nie jestem w stanie opisywać wszystkich uczuć, jakie towarzyszyły mi przy książce. Mi wystarczył jeden dzień, by zakochać się w historii Ally i Bradina. A ile Wam  potrzeba  na to czasu? Autorka kończąc akcję w takim momencie sprawiła, że 568 897 serc na chwile stanęło. Nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać po kolejnych tomach. Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z "Ostatnią spowiedzią" zalecam natychmiastowe udanie się do księgarni. 

***
Wyniki miały być 6 grudnia, a wszystko się odciągało i odciągało. Najpierw matury próbne,  brak czasu, teraz  przygotowywania do świąt. No ale nic, bez ociągania, "Smocza droga" wwędruje do: 

Anety, netia09@vp.pl

Jeszcze dziś do Ciebie napiszę. Gratuluję i dziękuje wszystkim za udział! :) 

sobota, 15 grudnia 2012

Alexandra Adornetto - "Hades"

Alexandra Adornetto pokazała pełną klasę w swojej pierwszej powieści "Blask". Przez ponad rok ze zniecierpliwieniem oczekiwałam na kolejny tom, opisujący dalsze przygody Beth i Xaviera. Podchodząc do tej książki, obawiałam się jednej rzeczy. Mianowicie, że autorka zboczy z utartej przez siebie ścieżki, popadnie w banalność i rutynę. Czy udało się jej tego uniknąć? 

Tak jak wskazuje sam tytuł większość akcji rozgrywa się w piekle. Podstępem, Bethany zostaje rozdzielona z Xavierem i zaciągnięta do bram piekielnych. Widzi i słyszy tam rzeczy, o których wolałaby zapomnieć. Za wszystkim stoi jedna osoba... Jack Thorn. Beth musi uporać się z złem, napierającym na nią ze wszystkich stron, jednocześnie zachowując swoją anielską dusze. Czy uda jej się to przetrwać, bez wsparcia Gabriela, Ivy i w szególności Xaviera? 

Po czterystu stronicowej książce spodziewałam się niezwykłych zdarzeń, mocno rozbudowanej fabuły i ciekawych dialogów. Co mnie spotkało? Od samego początku, było po prostu monotonnie. Wszystko kręciło się wokół Beth i jej ogromnego bólu po rozłące z Xavierem. Ale co z innymi bohaterami? Widzimy ich bardzo mało, a i tak jesteśmy zmuszeni do postrzegania ich przez pryzmat uczuć Beth (co mi przeszkadzało i ogromnie irytowało!). Dodatkowo autorka wyidealizowała Xaviera, porównując go do anioła. Za każdym razem, gdy tylko się pojawiał zaczynały się kilku stronicowe opisy jego doskonałości. Inne postacie były niewyraziste, bezosobowe. Najbardziej w książce pociągał mnie Jack (którego jest dużo), ale i on sprawiał wrażenie automatu. Pojawiał się, potakiwał i wychodził. Jak na szatana całkiem niewiele, prawda?

Język i styl, jakim posługuje się autorka jest prosty i łatwy do zrozumienia. Utwór czytało się szybko, ale czy przyjemnie? Z każdą kolejną stroną zauważałam, że autorka skupia się jedynie na pokazaniu uczuć Beth. Fabuła powoli zanikała, a pod koniec utworu nie było o czym czytać. Większość wątku wydawała mi się naciągana, tak jakby autorka liczyła na ilość, a nie jakość. Z każdym kolejnym dniem od przeczytania książki, coraz bardziej zaciera mi się obraz wydarzeń przedstawionych w "Hadesie". Zapominam o nowych postaciach (których w sumie pojawiło się niewiele), miejscach, opisach piekła (również nie powalających na kolana).

Największym atutem utworu jest z pewnością okładka. Tak jak w przypadku "Blasku" mogę się nad nią zachwycać godzinami. Szkoda tylko, że po raz kolejny okazuje się, że oprawa graficzna nie jest w żadnym stopniu nie odzwierciedla książki.

Podsumowując, książka jest dobrą odskocznią od codzienności dla tych, którzy już zaczęli czytać trylogię. Mnie jedynie rozczarowała i zanudziła. Jednak z  niecierpliwością czekam na ostatnią część trylogii pt. "Niebo". Nie wiem, czego mogę się spodziewać po tym utworze, jeśli chodzi o fabułę, ale mam nadzieję, że Adornetto powróci poziomem do "Blasku" i ponownie mnie zachwyci.

 
Blask | Hades | Niebo 

poniedziałek, 26 listopada 2012

Jane Borodale - "Księga ogni"

Ogień od zawsze fascynuje. Ogień od zawsze hipnotyzuje. Ogień od zawsze przyciąga. Jest to bez wątpienia największy dar, jaki mógł otrzymać człowiek, ale jednocześnie przekleństwo. Ludzie przez wieki starali się „udoskonalać” ten cudowny żywioł. A co fajerwerkami? Przecież to właśnie na tą niezwykłą orgię kolorów wyczekujemy każdego Sylwestra. Jeszcze długo po umilknięciu wystrzałów dociera do nas huk. Fajerwerki poją nasze oczy i duszę. 
 
Rok 1752, XVIII wiek. Agnes Trussel, dziewczyna ze wsi z wielodzietnej, biednej rodziny postanawia uciec do Londynu.  Pomimo tego, że zostawia rodzine w trudnej sytuacji, za wszelką cenę nie chce okryć ich hańbą i zniesławieniem.  Nie mając się gdzie podziać, przypadkowo trafia do domu pirotechnika, Johna Blacklocka, wytwórcy fajerwerk. Jest pojętną uczennicą i powoli zaczyna dzielić z Johnem Blacklockiem jego pasję. Niestety los dla Agnes nie jest łaskawy, a skrywany sekret już wkrótce ujrzy światło dzienne…

Jestem ogromną fanką książek, których akcja toczy się w XVIII wiecznej Anglii. Po tej książce oczekiwałam naprawdę wiele, pomimo że to debiut literacki Jane Borodale. Czy to dostałam? 

"Księga ogni" jest usystematyzowana, występuje w niej ciąg przyczynowo-skutkowy, co sprawia, że jest na swój sposób banalna. Jeśli chodzi o fabułę, to największym zaskoczeniem było dla mnie zakończenie utworu. Spodziewałam się wiele i byłam pewna swojej racji (zwłaszcza, że przez większą część książki z góry wiedziałam, co się wydarzy). Borodale mnie niebywale zaskoczyła i tym samym zyskała cień sympatii. Widać, że autorka miała bardzo dobry pomysł na książkę, ale gdyby skróciła ją o połowę wycinając wszelkie opisy, z pewnością zyskałaby na wartości.  Napisana jest prostym językiem, stylizowanym na XVIII wiek. Momentami czułam się, jakbym czytała utwór liryczny. Porównania głównej bohaterki były porównaniami homeryckimi, ciągniętymi na siłę. 

Główna bohaterka jest dosyć banalna. To wieśniaczka, która nigdy nie miała szansy uczyć się, ale mimo tego jest pojętna i otwarta na wiedzę. Jednak jej zachowanie mnie irytowało. Za wszelką cenę chciała podporządkowywać się pod innych, spełniać ich zachcianki, a żeby nie stać się pośmiewiskiem, gotowa była posunąć się do morderstwa. Na swoje usprawiedliwienie ma czasy, w których toczy się akcja utworu. Kobiety nie były świadome swoich praw, przez co często były gwałcone czy zabijane bez wyciągania konsekwencji. Przez to jednak Borodale doskonale ujęła tło obyczajowe-społeczne. Pomiędzy śniadanie a wyjście do warsztatu autorka wplata egzekucje i wyroki, na które ludzie chodzą z przyjemnością. Dla mnie jest to oburzające – jak można skazywać na śmierć dziecko, które ukradło kromkę chleba, bo było głodne? No cóż, witajcie w XVIII wiecznej Anglii… Tło społeczno-obyczajowe jest z pewnością największym atutem „Księgi ogni”. Autorka wzbogaciła utwór o naprawdę przerażające opisy miejsc, w jakich musieli mieszkać ludzie. Londyn, który zawsze wydawał mi się miastem pięknym, niepostrzeżenie zaczęłam odbierać, jako miasto śmierci, gdyż była ona jego nieodłącznym elementem. Wszystko jest opisane naprawdę mrocznie i realistycznie. Książka nabrała przez to niezwykłego klimatu i wyjątkowej atmosfery. 

Ogromnym plusem „Księgi ogni” jest z pewnością oprawa graficzna. Pełna mroku i magii, emanująca mocą.  Chociaż nie jest ona adekwatna do treści utworu, jednak z pewnością mamy na czym zawiesić oko. 

Szczerze mówiąc mam ogromny problem z oceną tej książki. Historia Agnes całkowicie mnie wciągnęła i zafascynowała, jednak niekończące się opisy były ogromnym minusem. Za każdym razem, gdy akcja nabierała coraz to szybsze tempo, a wydarzenia były coraz ciekawsze, następował długi na trzy strony opis substancji chemicznych. Książka jest idealna dla kogoś, kto chciałby poznać zasady rządzące XVIII wieczną Anglią i tło społeczno-obyczajowe od kuchni.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Celine Kiernan - "Królestwo cieni"

„Królestwo cieni” to już druga część "Trylogii Moorehawke". "Zatruty tron" mnie zafascynował i zauroczył swoją atmosferą i magią. Z niecierpliwością czekałam na moment, kiedy będę mogła przeczytać kolejny tom opowieści irlandzkiej pisarki, która  ujęła mnie swoim stylem i pomysłem. Czy było warto?

Wynter Moorehawke, Obrończyni Tronu, podróżuje sama przez niebezpieczne lasy w poszukiwaniu zbuntowanego księcia. Musi się ukrywać, szpiegować, przewidywać posunięcia swoich wrogów. Dziewczyna nabiera otuchy, gdy spotyka Raziego i Christophera. Razem z nimi rusza w niebezpieczną podróż, od której zależą losy całego królestwo. Jednak za rogiem czai się zło, a dawni wrogowie nie zapominają o zemście... W czasie podróży przyjaciele spotykają Merronów - ludzi z Północy, gdzie wychowywał się Christopher. Jednak jakie są ich zamiary? Co kryje się, pod uśmiechami i łagodnymi obliczami przybyszy? Czy Wynter uda się odnaleźć księcia?

Autorka umiejscowiła akcję średniowieczu, co nadaje książce mroczności i tajemniczości.  Średniowiecze kojarzy mi się z dzielnymi rycerzami, dla których najważniejsza jest ojczyzna i honor. Tymczasem w „Królestwie cieni” spotykamy się z czymś wręcz przeciwnym. Świat zdominowany jest przez zdradę, przekupstwo, intrygi i niekończące się spiski. Wszyscy zapomnieli już, co oznacza uczciwość i zasady fair play. Wszyscy, poza Razim i Christopherem, którzy za wszelką cenę próbują uratować królestwo, nie bacząc na konsekwencje swojego działania.

Akcja toczy się niesamowicie szybko. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej wciągałam się w historię Obrończyni Tronu i jej przyjaciół. Praktycznie każda strona dawała nam nową zagadkę do rozwiązania. Wszystko nieniknienie kierowało się do zakończenie utworu, w którym to wszystkie wydarzenia się zazębiły, tworząc płynną całość. Większość akcji w "Królestwie cieni" skupia się na relacjach między Wynter a Christopherem. Atmosfera stawała się coraz gęstsza, a ja z każdą stroną coraz bardziej podziwiałam tego chłopaka, nie tylko za to, co przeżył, ale także za jego delikatność i wrażliwość. Ten młodzieniec jest fenomenalny we wszystkim. Podziwiam go za to, że potrafił stawić czoła swoim najgorszym koszmarom, aby uratować tych, których kocha...Tak jak w „Zatrutym tronie” postacie wykreowane przez Celine Kiernan są nietuzinkowe i obdarzone całą paletą uczuć. Każdego bohatera poznajemy dokładnie, są oni plastyczni i realni.  Podczas czytania miałam wrażenie, że w każdą postać autorka wlała odrobinę siebie. Ich ogromną zaletą jest to, że nie są idealni. Często poddają się swoim słabością i tracą kontrole, przez co wydają się naturalni.

„Każdy człowiek (...) ma swoją wytrzymałość. Kiedy wszystko, co kocha, i wszystko, co nadaje sens jego życiu i sprawia, że jest tym, kim jest, zostaje mu odebrane, zniszczone, znika w płomieniach jak sucha drzazga. Człowiek dochodzi do wniosku, że ma już tylko jeden wybór. Może zdecydować, kiedy i w jaki sposób umrze."

W tej części  większość czasu spędzamy z Merronami - ludem Północy, klanem Niedźwiedzicy. Ludzie Ci są niezwykli. Za wszelką cenę pragną dopasować się do nowego miejsca, jednak zachowują pradawne obyczaje, które mnie przeraziły. Są oni ludem prymitywnym, lecz podczas czytania niemal czuło się bijącą od nich potęgę.

"Królestwo cieni" jest owiane tajemniczą i pełną napięcia atmosferą, która pobudza zmysły czytelnika. Dzięki wspaniałemu językowi i grze słowem autorka wprowadziła nas w mroczny świat, w którym nikomu nie można ufać. W książce znajdujemy stylizację językową na okres średniowiecza, która jest jednak mniej widoczna niż w "Zatrutym tronie". Z pewnością ma na to wpływ miejsce, w którym rozgrywa się akcja. W pierwszej części poruszaliśmy się po dworze królewskim, tutaj natomiast przemierzamy razem z bohaterami lasy i zatrzymujemy się w podejrzanych tawernach. Występuje tu także dużo zwrotów z języka Merronów, których tłumaczenie znajduje się w słowniczku. 

Kolejną rzeczą, która fascynuje i zachwyca jest okładka. Chłopak z okładki jest odzwierciedleniem mojego wyobrażenia o Christopherze. Oprawa graficzna przyciąga wzrok i wzbudza mnóstwo uczuć - po prostu coś niesamowitego!

Książkę polecam z całego serca. Mimo że obawiałam się, że autorce nie uda się utrzymać poziomu, jaki pokazała w „Zatrutym tronie”, nie zawiodłam się w ani jednym momencie powieści. „Królestwo cieni” jest książką, którą trzeba przeczytać, aby zrozumieć jej urok. Każdy, kto kocha fantastykę powinien zapoznać się z tą powieścią, gdyż na pewno znajdzie w niej coś dla siebie. Ja tymczasem już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę czytać kolejną, ostatnią już część trylogii, pt. "Zbuntowany książę"

Przypominam o KONKURSIE. 

sobota, 17 listopada 2012

Mikołajkowe losowanie

Z racji, że Mikołajki coraz bliżej (a co za tym idzie także święta) postanowiłam komuś podarować mały prezent w postaci książki ;) Do wygrania jest do wyboru jedna z trzech pozycji:

Romans po włosku - Annalisa FioreHandlowałem kobietami - Antonio SalasSmocza droga - Daniel Abraham

- "Romans po włosku" Annalisy Fiore
- "Handlowałem kobietami" Antonio Salasa
bądź
- "Smocza droga" Daniela Abrahama

Tak więc, dla każdego coś dobrego ;) Co należy zrobić, aby otrzymać którąś z książek?
- dodać do obserwowanych mojego bloga - 1 los
- polubić konto bloga na Facebooku - 1 los
- napisać, którą książkę wybierasz i dlaczego właśnie ją ;)

Będzie mi także miło, jeśli napiszecie o tym na swoich blogach ;) Losowanie odbędzie się 6 grudnia, czyli w Mikołajki ;) 
Zapraszam do udziału!

poniedziałek, 12 listopada 2012

Becca Fitzpatrick - "Finale"

Becca Fitzpatrick wdarła się do mojego serca bestsellerową pierwszą częścią serii "Szeptem" o tym samym tytule. Od tamtej pory z każdym razem, kiedy mój wzrok zawiesił się na tej książce zalewał mnie cały potop uczuć. Czy tak samo było z "Finale"?

Po burzliwych wydarzeniach w  "Ciszy" Nora musi stanąć na czele Nefilskiej armii i ostatecznie rozprawić się z upadłymi aniołami. Starzy wrogowie powrócą, pojawią się nowi, a ktoś zaufany okaże się zdrajcą. Do tego między Norę a Patcha wdziera się zazdrość i kłamstwa, które szybko zbierają plony. Czy Norze uda się doprowadzić do pokoju między skłóconymi rasami, jednocześnie nie łamiąc przysięgi? Co z jej zakazanym uczuciem? Dziewczyna ma mało czasu na podjęcie decyzji, a cheszwan coraz bliżej...

"Finale" przeczytałam bardzo szybko. Ponad rok czekania opłacił się. Autorka jak zawsze zaskakuje, a język, jakiego używa jest fenomenalny. Przyznaje to z bólem, ale ta część była  minimalnie gorsza od pozostałych. Nie zawiniła tu fabuła - co to to nie - niezwykłe zwroty akcji, zawrotna prędkość, idealne dialogi. Akcja w odpowiednich miejscach się zazębia, przez co jest spójna i wyraźnie dąży na przód. Ale z pewnością zawiodły mnie opisy niektórych scen. Były one za mało barwne, ogólnikowe. Tyczy się to niestety tych najważniejszych *(czytaj: tych, w których jest Patch). Kiedy ma się ochotę na więcej, i więcej, i więcej trudno jest zadowolić się pół stronicowym opisem. Być może wynika to z mojego nastawienia - liczyłam na fajerwerki, i to nie małe.

Mimo moich wszystkich "ale", końcówka była zniewalająca. Ostatnie 50 stron przeczytałam z zapartym tchem i roziskrzonymi oczami. Były łzy, był śmiech, czyli wszystko tak, jak być powinno. Dodatkowo jestem pewna, że tak jak poprzednie części, tak i ta zasługuje na miano bestsellera. Tajemnica, walka dobra ze złem, zakazana miłość, zdrada, zaufanie. Czego chcieć więcej?

Wszyscy bohaterowie wykreowani przez Fitzpatrick są niezwykli. Mają w sobie iskrę, a ich postępowanie odzwierciedla ich uczucia i poglądy. Scott, jak zwykle podbił moje serce. W "Finale" miał do spełnienia kluczową rolę, i wypełnił swoją misję, nie bacząc na konsekwencje... Przez wszystkie części serii Patch był uosobieniem arogancji, siły i niezłomności. Tutaj objawił się bardziej z ludzkiej strony. Widać było zmęczenie, cienie pod oczami - to, co towarzyszy istocie ludzkiej. Przez to wydał się mi bardziej osiągalny. 

 „ A teraz, kiedy już cię mam, przeraża mnie jedynie myśl, że znów mógłbym znaleźć się w takiej sytuacji. Że znów z całej siły mógłbym cię pragnąć i nie mieć nadziei na to, że to pragnienie można zaspokoić. Cała należysz do mnie, aniele. Nie pozwolę, by cokolwiek to zmieniło.”

Na koniec oprawa graficzna. Chyba nikogo, kto widział poprzednie okładki nie zdziwił fakt, że ta jest olśniewająca. Zawiera w sobie odzwierciedlenie tego, co odnajdujemy w środku. Zachwyca, rozkochuje i niewątpliwie przyciąga wzrok. Nie tylko na zewnątrz, ale także w środku ujęły mnie pióra przy każdym rozdziale. Okładka robi naprawdę fenomenalne wrażenie. 
 
Ze łzami w oczach żegnam się z Patchem. Bohaterem, który przez dwa lata nieustannie mi towarzyszył i mnie zadziwiał. To był cudowny okres, pełen łez i śmiechu. Nigdy nie zapomnę hipnotyzujących czarnych oczy, zniewalającego uśmiechu i aury tajemniczości, którą roztaczał wokół siebie Jev. "Finale", chociaż nie dorównuje swoim poprzedniczkom, jest dobrym zwieńczeniem serii. Becca Fitzpatrick w poprzednich tomach ustawiła sobie wysoko poprzeczkę, przez co utrzymanie poziomu było naprawdę trudne. Jednak nie żałuję ani jednej sekundy, jaką spędziłam z Nora, Patchem, Scottem i Vee. Jeśli czytaliście pozostałe części, nie możecie przegapić "Finale".

 
Szeptem | Crescendo | Cisza | Finale 

 P.S. Możecie mnie teraz spotkać także na FACEBOOKu.Jeśli zaglądacie na bloga, będzie mi miło, jeśli polubicie stronę ;)