Tea Obreht jest postacią wyjątkową. Urodzona w Jugosławii, wychowywała się w Egipcie, na Cyprze, w USA. W wieku zaledwie 25 lat otrzymała Orange Prize (najbardziej prestiżową nagrodę literacką!) i została okrzyknięta następczynią Marqueza. Czy słusznie? O tym możecie się przekonać już po przeczytaniu pierwszych słów "Żony tygrysa" - powieści pełnej magii i tajemniczości, w której przeszłość przeplata się z teraźniejszością. W której wszystko jest możliwe.
Utwór ten
opowiada nam historię o Bałkanach, wojnie, śmierci, poświęceniu. Natalia wyrusza wraz ze swoją przyjaciółką Zórą, pragnąc udzielić pomocy medycznej dzieciom z sierocińca. Podczas dalekiej podróży dowiaduje się, że zmarł jej ukochany dziadek. Wyprawa wolontariuszki przerodziła się w odkrywanie historii rodzinnej oraz własnej tożsamości...
Z każdym bohaterem, którego
wykreowała autorka, poznajemy się bliżej. Wszyscy mają swoją historię, która
jest ukazywana w odpowiednim momencie. Obok palety uczuć autorka otoczyła swe
postaci aurą tajemniczości i magii. Sprawia to, że za każdym razem, gdy
jesteśmy już blisko zidentyfikowania danego bohatera, wątek się w efektowny sposób
urywa.
Narracja jest pierwszoosobowa. Natalia opowiada nam historię swoją,
swojej rodziny, a w szczególności dziadka. Według mnie, było to trafnym
wyborem. Nadia przybliża nam świat widziany swoimi oczami, jednak jest w tym
obiektywna. Mi dziadek kojarzy się z ciepłem, zimowymi nocami, czytaniem bajek.
Dziadek Nadii był niezwykły pod każdym względem. Wykazywał się brawurą, odwagą
i zdolnością wyjścia z sytuacji trudnych. Kiedy zabroniono mu leczyć w
szpitalu, nie opuścił swoich pacjentów. Skryty, zamknięty w sobie, miał swoje rytuały,
które zbliżały go z wnuczką. Nigdy jednak nie wspominał o swoim dzieciństwie, miejscu,
w którym się wychował, rodzicach. Historię dziadka zaczynamy poznawać fragmentarycznie
od momentu jego śmierci. Niezwykłe, prawda? Dopiero ta katastrofa sprawiła, że Natalia
zaczęła poznawać świat osoby jej najbliższej. Opowiadając nam historię jego życia
raz ukazuje nam dzieciństwo, innym razem okres, który pamięta sama Nadia. Sposób,
w jaki to łączy jest wręcz niezwykły. Z pewnością nigdy nie spodziewałabym się takiego
kunsztu literackiego u zaledwie 25letniej dziewczyny.
Obok postaci dziadka niezmiennie krążą dwie opowieści: o nieśmiertelniku oraz tytułowej żonie tygrysa. Z początku byłam przekona, że obie odegrały w życiu tego człowieka niezaprzeczalnie dużą rolę, jednak są odrębnymi historiami. Nie wyobrażacie sobie mojego zdziwienia, kiedy okazało się, że w pewnym momencie autorka połączyła obie opowieści tak, jak układa się puzzle. Po tym czułam jak w mojej głowie przesuwają się trybiki, pragnąc jak najszybciej ocenić wydarzenia, o których przeczytałam."Żona tygrysa" jest opowieścią dla wszystkich, jednak należy do niej podejść w szczególny sposób, nie nastawiając się na lekturę szybką, łatwą i przyjemną. Trzeba się w niej doszukiwać podwójnego dna, czegoś więcej niż słowa.
Ogromnym atutem utworu jest fabuła i wielowątkowość. Jestem pozytywnie
zaskoczona sposobem, w jaki Obreht przeplatała przeszłość z teraźniejszością.
Nie ominęła w tym żadnego szczegółu, pozostawiając jednak niedosyt. Książka ta przeniosła
mnie w magiczne, tajemnicze miejsce, które otula niezliczoną ilością doznań.
W „Żonie tygrysa” jest wszechobecna jedna postać, o której nie mówi się otwarcie.
Śmierć. Widzimy ją w oczach dziadka, kopaczy w winnicy, rozgorączkowanej dziewczynki,
starego kelnera, młodych studentach. Jest wszechobecna i daje o sobie znać, pozostawiając
smutek i melancholię w każdym miejscu, w którym się pojawi.
Język i styl, jakim posługuje się autorka jest niesamowity. Prosty, a jednak
efektowny. Aby w całości przeżyć doznania, jakie proponuje nam książka, musimy zapomnieć
o wszystkim i zatopić się bez pamięci w „Żonie tygrysa”, przenosić się od ciepłych
rejonów nadmorskich, po lodowate góry… Trwać.
Bez wątpienia "Żona tygrysa" wzbudziła we mnie wiele emocji i na długo zapisze się w mojej pamięci. Kiedy zaczęłam czytać historię nieśmiertelnika i żony tygrysa zapomniałam o wszystkim. Kończąc, byłam pewna, że to dopiero początek. Tajemniczość i napięcie, jakie poprzez opisy i dialogi budowała Obreht wprowadzały w aurę niezwykłości i magii. Gdy już odłożyłam „Żonę tygrysa” przez kilkanaście minut chodziłam
jak w amoku, próbując zebrać myśli. Autorka do perfekcji opanowała poruszanie się pod labiryntach ludzkich emocji i w lekturze zgrabnie to wykorzystała. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie, bądź o sobie w tej ciepłej opowieści, która pozostawia po sobie nieopisane wrażenia - satysfakcji, a równocześnie niedosytu. Jestem pewna, że nie napisałam o wszystkim, o czym bym chciała, jednak to jest chyba niewykonalne. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz usłyszę o Tei Obreht i będę miała możliwość przeczytać jej utworów, bo naprawdę warto.
Na razie dam chyba sobie z tą książką spokój. Zbyt dużo innych pozycji czeka już na półeczce:)
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie, ale naprawdę, warto się zainteresować :)
UsuńSłyszałam dużo dobrego o tej książce więc będę musiała ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się podobała, chociaż nie wiem, czy wrócę do niej jeszcze kiedyś...
OdpowiedzUsuńDużo pozytywnych opinii czytam co jakiś czas o tej książce, chyba będę musiała się nią poważniej zainteresować :)
OdpowiedzUsuńTematyka wydaje się interesująca i trafiająca w mój gust czytelniczy. Od dłuższego czasu mam ochotę na "Żonę tygrysa", zatem jeśli tylko uda mi się ją dorwać to na pewno przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! ;)
UsuńPrzyznam, że zaintrygowałaś mnie tą książką. Dodatkowo fabuła musi brzmieć niezwykle realnie, skoro autorka miała w swoim życiu styczność z krajami Bałkańskimi. Koniecznie rozejrzę się za "Żoną tygrysa" :)
OdpowiedzUsuńLubię czytać o miejscach, w których był autor, więc Tea całkowicie trafiła w mój gust! :)
UsuńNiesamowita recenzja! A książkę napewno przeczytam!
OdpowiedzUsuń