piątek, 25 listopada 2011

Sandra Gulland - "Józefina i Napoleon"


Józefina i Napoleon - Sandra Gulland
Czytelniku, chciałbyś odkryć coś nowego, niezwykłego, pasjonującego? Chciałabym Ci pokazać coś, co zaspokoi Twoje żądze nie tylko te czytelnicze, ale też potrzebę poznania przeszłości. Znasz to uczucie? Powieści historyczne to nie nudne, długie utwory, przy  których zasypia się po dwóch stronach. To książki z duszą, które pomagają nam dojrzeć to, czego zazwyczaj nie widzimy na lekcjach historii. Dzięki nim  poznajemy przeszłość taką, jaką widziało ją społeczeństwo. Utworem niezwykłym, o którym należy tu powiedzieć jest powieść historyczno-obyczajowa autorstwa Sandry Gulland, mianowicie "Józefina i Napoleon" To już druga część znakomitej trylogii, którą mam zamiar w najbliższym czasie poznać od początku, do końca. 


Autorka przenosi nas do Francji na przełomie XVIII i XIX wieku, kraju wciąż niespokojnego po Terrorze, dręczonego niestabilną gospodarką, chwiejącego się na granicy upadku. Jedyną osobą, która może podnieść państwo jest Napoleon Bonaparte, mąż Józefiny Bonaparte, która jest naszą przewodniczką po swoim niezwykłym życiu, z niezwykłym człowiekiem. Opowiada ona swoje losy od zostanie małżonką przyszłego cesarza, aż do zamieszkania w pałacu, należącym wcześniej do rodziny królewskiej. 


Utwór spisany jest w formie pamiętnika Józefiny, w którym dzieli się z nami swoimi sekretami, marzeniami, pragnieniami. Jak napisała sama autorka, w powieści przedstawione są cztery najbardziej kontrowersyjne lata z życia żony generała, podczas których dzieje się naprawdę wiele. Gulland starała się ukazać nam wierne realia ówczesnej zdradzieckiej Francji i prawa, którymi się rządziła. Prawa, które skazywały niewinnych ludzi na śmierć, a zdrajców wynosiły do władzy. 


Utwór jest napisany z rozmachem, czytając go nie ma nawet chwili na zaczerpnięcie oddechu. Dzięki szczegółowym opisom przeżyć możemy spędzać dnie razem z Józefiną, pracować z nią w ogrodzie, bawić z dziećmi, przeżywać rozterki sercowe. Styl, jakim dysponuje Róża jest tak lekki, że powieść czyta się z najgłębszą rozkoszą. 


Bohaterowie są wyraziści, mają różne osobowości, każdy posiada "to coś". Oczywiście najlepiej zarysowaną postacią jest Madame Bonaparte. Po przeczytaniu utworu zapisała mi się ona w pamięci jako osoba współczująca, która wycierpiała naprawdę wiele i niejednokrotnie musiała walczyć o swoje prawa. To osoba silna,zdolna do największych poświęceń a zarazem wrażliwa na ludzkie cierpienie, co dało jej tytuł Anioła Miłosierdzia. Jej inteligencja, temperament, pasja oraz empatia sprawiają, że od pierwszych stron zyskuje sobie miłość i sympatię czytelnika. Dzięki niej poznajemy inne oblicze Napoleona, znanego nam jako surowego żołnierza, po części opętanego rządzą władzy. 


"Józefina i Napoleon" to zapadająca w serce biografia niezwykłej kobiety, która przeżyła naprawdę wiele, i musiała walczyć o to, co się jej należy. Róża należała do jedynych z najbardziej wpływowych kobiet tamtych czasów, jednak my poznajemy ją jako kochającą matkę, starającą się zapewnić godny byt swoim dzieciom, żonę, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, Anioła Miłosierdzia, niosącemu pomoc wszystkich, którzy o nią poproszą. Jej postać jest fascynująca i niezmiernie intrygująca. Wciąż możemy poznawać ją na nowa, jednak i tak nie uda nam się pojąć wszystkich jej zalet i wad. Styl, wspaniale wykreowani bohaterowie, wartka akcja sprawiają, że od książki nie chce się  odejść, dlatego polecam ją wszystkim, którzy chcą doznać nowych wrażeń czytelniczych. Zapewniam, że się nie zawiedziecie. 

poniedziałek, 14 listopada 2011

Stefan Żeromski - "Ludzie bezdomni"


Myślę, że w życiu każdego z nas przychodzą takie chwile, kiedy mamy ochotę na coś nowego, a jednocześnie starego, przedawnionego, a wciąż aktualnego. Kiedy złapało to mnie postanowiłam chwycić za "Ludzi bezdomnych" Stefana Żeromskiego. Odczucia po przeczytaniu? Mieszane. Z jednej strony zachwyt nad plastycznością autora, z drugiej strony jednak, niedosyt, niedosyt, niedosyt i pustka, ale o tym za chwilę. 

Głównym bohaterem książki jest dr Tomasz Judym, lekarz wywodzący się z ubogiej rodziny. Podczas praktyki w Paryżu poznaje Polki, zwiedzające kraj - panią Niewadzką, jej wnuczki Natalię i Wandę, oraz opiekunkę i przyjaciółkę, Joanne Podborską. Po tym spotkaniu mężczyzna wraca do kraju, aby oddać się pomocy najuboższym. Po pewnym czasie otrzymuje propozycję pracy w Cisach. Wyjechawszy tam niespodziewanie spotyka panie Niewadzkie, zamieszkujące tamtejszy dworek. Powoli między nim a panną Joanną tworzy się uczucie, które zostaje brutalnie rozerwane...


Najpierw należy zacząć od pozytywnych stron. Spotkałam się z wieloma krytycznymi opiniami o dziełach Żeromskiego. Zauważyłam, że jest on krytykowany z powodu swojego lirycznego stylu. Co prawda jest dużo porównań, jednak są one zbudowane tak pięknie, że ogromnie powiększają wartość książki. Wiele opisów, wpływ na odbiorce, symbolika, rytmizacja- to cechy charakterystyczne dla tego autora. Dodatkowo typowy bohater indywidualista. Słowo to towarzyszy nam w życiu codziennym, jednak co tak naprawdę oznacza? Wielu, kojarzy go jedynie jako „wyróżnianie się z tłumu”, staranie się być „ponad kimś”. Jest to jednak myślenie nie do końca zgodne z prawdą. Pogląd ten, który szczególnie silnie oddziaływał w romantyzmie to proces świadomości, starający się ukazać wartość jednostki, jednocześnie próbując wprowadzić go w zbiorowość.Podczas gdy w oświeceniu panował kult zbiorowości, gdzie jednostka znikała w odmęcie tłumu ulegając jego woli, indywidualizm szerzył ideę korzystania z własnych doświadczeń w ocenie sytuacji. Najbardziej pożądane w nim jest zgłębianie myśli jednostki, jej uczuć, przeżyć, fascynacja jej doznaniami. To rodzaj buntu przeciw przyjętym normom. Żeromski należał do jednych z pierwszych indywidualistów. Dr Judym przez swój tok myślenia był niedoceniany i często krotnie odrzucany. Przykładem tego może być spotkanie w salonie doktora Czernisza. Wygłaszając swoją mowę dotyczącą higieny zwrócił uwagę na realia nie tylko XIX wiecznej Polski, ale także współczesnego świata. Według niego biedni nie mają możliwości do życia na wysokim poziomie, ponieważ są pomijani. Światem rządzą bogaci, i to się nie zmieniło. 

Dr Judym jest bardzo plastyczną postacią,której wszelkie ambicje i cierpienia są dokładnie opisane. O ile na początku wydawał mi się postacią niezwykłą, pragnącą się wybić, o tyle pod koniec utworu jego zachowanie mnie irytowało. Zamiast wybrać prawdziwą miłość wybrał dumę i pieniądze. Od wielkich ambicji i ideałów doszedł do rzeczywistości, która jak wiemy nie przejmuje się naszym losem.   

Żeromski dotyka istoty wyborów. Pokazuje życie takie, jakie jest w rzeczywistości, bez "książkowego słodzenia" dla zaspokojenia czytelnika. Dogłębne opisy, piękne porównania i ukazanie, że pomimo wszystko każdy może spełnić marzenia dzięki ciężkiej pracy i nieodwracaniu się za siebie. O miłości autor pisze subtelnie i niewiele, przede wszystkim liczy się dla niego indywidualizm i samorealizacja. Gdyby nie nużąca narracja i niepotrzebne opisy, książka mogłaby naprawdę sprawiać przyjemność.


 ***
Po wielu tygodniach wracam. Jak na razie nie mam czasu na czytanie, jednak nie poddaje się. Mam nadzieję, że już od końca listopada będę publikowała regularnie.


poniedziałek, 19 września 2011

Rick Riordan - "Zagubiony heros"

Od dłuższego już czasu Rick Riordan kojarzy się większości czytelników ze wspaniałą literaturą młodzieżową wymieszaną w dużej mierze z mitologią. Po zakończeniu serii o Percym Jacksonie autor ponownie wraca do Obozu Herosów, po raz kolejny błyszcząc swoją pomysłowością, niesamowitą fabułą oraz ciekawe stworzonymi bohaterami. Mimo iż byłam pewna, że styl pana Riordana niczym mnie nie zaskoczy- myliłam się. Z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej zaskoczona oraz miałam ochotę na więcej, i więcej. 

Jason Grace budzi się w autobusie szkolnym nie mając pojęcia gdzie jest, ani, co gorsza, kim jest. Nie poznaje swojej dziewczyny - Piper, oraz wiernego przyjaciela - Leo. Dodatkowo zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Ich nauczyciel okazuje się satyrem, a oni sami dziećmi greckich bogów - Zeusa, Afrodyty i Hefajstosa. Dowiedziawszy się o tym nastolatkowie muszą przemierzyć pół Ameryki w celu wypełnienia przepowiedni, która ma uratować świat od wojny, która na zawsze może zmienić losy świata...

Pierwszą rzeczą, która mi się spodobała to fenomenalny podział narracji na trzy osoby :Jasona, Piper i Leo. Dzięki temu mogliśmy przeanalizować każdą sytuację z różnego punkty widzenia. Jason, Piper i Leo - to osoby, z którymi  przeżyjesz tę niesamowitą przygodę od początku do końca.  Każda z nich ma swoją własną historię, która niejednokrotnie zaskakuje i doprowadza do łez. 

"Jason przyglądał się posągowi, szukając jakiegokolwiek podobieństwa do Pana Nieba. Czarne włosy? Nie. Ponura mina? No, może. Broda? Na pewno nie. W tej szacie i sandałach Zeus wyglądał jak rozgniewany hipis."*

Historia, jaką stworzył pan Riordan cały czas trzyma czytelnika w napięciu i zmusza go do analizowania faktów, które pozwolą odkryć wstrząsające tajemnice i sekrety, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Powieść napisana jest z rozmachem oraz genialnym pomysłem. Przeplatanie powieści młodzieżowej z mitologią grecką i, co jest nowością, rzymską sprawia, że od utworu wprost nie można się odciągnąć! Wszystkie elementy są idealnie dopracowane, a akcja gna w tak zastraszającym tempie, że czytelnikowi zdaje się, że wyrazy same wyślizgują się z książki wprost do wyobraźni odbiorcy. 

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o wspaniałych bohaterach, którzy pod każdym względem są starannie wykreowani. Mają osobowość i żyją własnym życiem. Z każdym z nich wiąże się dramatyczna historia, każdy ma traumatyczne przeżycia i przyciąga jak magnes. Dodatkowo zachwyca przyjaźń, jaka tworzy się między Jasonem, Piper a Leo. Niesamowicie ubarwia ona książkę dodając całą gamę uczuć. Nie idzie nie zgodzić się tu ze słowami, które wypowiedział Jim Morrison, a mianowicie: "Przyjaciel to ktoś, kto daje Ci totalną swobodę bycia sobą".** Każdy z trójki tych wiernych towarzyszy akceptował drugiego nie bacząc na jego wady, a tolerując je i tym samym zacieśniać więź, która między nimi powstała. 

"- Gaja? - Leo pokręcił głową. - Czy to nie Matka Przyroda? Ona podobno ma kwiaty we włosach, ptaszki wokół niej śpiewają, a sarenki i króliki rąbią jej pranie.
- Mylisz ją z Królową Śnieżką - powiedziała Piper."***

Dawka humory, jaką uraczył nas pan Riordan jest wprost powalająca. Czytając większość utwory, a zwłaszcza wszystkie fragmenty, w których bohaterem był Hedge, uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Podsumowując, uważam, że jest to wspaniała lektura niezależnie od wieku czy upodobań, gdyż każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Co przemawia za utworem? Niezwykłe sytuacje, zapadający w pamięć bohaterowie oraz zaskakujące zakończenie, które sprawiło, że już nie mogę się doczekać kolejnej części, która zapewne zostanie wydana w Polsce za kilka miesięcy. Mi nie pozostaje już nic innego, jak bez wahania polecić "Zagubionego herosa" wszystkim, gdyż na pewno się nie zawiedziecie! 


* cytat pochodzi z książki
** Jim Morrison
*** cytat pochodzi z książki

Za książkę serdecznie dziękuje Wydawnictwu Galeria Książki

środa, 14 września 2011

Maggie Stiefvater - "Drżenie"

Drżenie - Maggie Stiefvater
Od pewnego czasu na rynku książek ciągle spotykamy utwory o wampirach, aniołach i wilkołakach. O ile opowieści o wampirach pojawiają się non stop, o tyle rzadko słyszymy o wilkołakach. "Drżenie" jest pierwszą częścią trylogii Maggie Stiefvater, która, jak pragnę powiedzieć na samym początku, zapowiada się rewelacyjnie.


Grace, nasza główna bohaterka, jako dziecko została zaciągnięta do lasu przez wilki i pogryziona. Gdyby Sam, jeden z wilkołaków jej nie odciągnął, zostałaby zabita. Pod wpływem ugryzienia Grace powinna zmienić się w wilkołaka przy najbliższej pełni, jednak tak się nie stało. Mijają lata, a Grace nie może zapomnieć o wilku, który ją uratował. Prowadzi ona spokojne życie w Mercy Falls do chwili, gdy zmory przeszłości powracają, niosąc za sobą śmierć, cierpienie i ... miłość. 


Przyznam szczerze, że ocenienie tej książki sprawiło mi niezmierną trudność. Na początku nie spodobał mi się sposób, w jaki wydawca pragnął zapewnić siłę przebicia "Drżeniu", czyli porównując je do sagi "Zmierzch". Uważam, że było to naprawdę zbędne, gdyż książka zachwyca sama w sobie i nie wymaga tego typu reklamy, która, co gorsze, może jedynie odstraszyć czytelnika. 


Mimo iż podchodziłam do utworu nieco sceptycznie, szybko zmieniłam swoje nastawienie. Sposób, w jaki  Stiefvater opisywała uczucie, które zaistniało pomiędzy Samem a Grace był po prosty zdumiewający! Autorka stworzyła wspaniałą, romantyczną historię dla nastolatków, która wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika, ale też ukazuje realia współczesnego świata. Rodzice Grace są wiecznie zajęci, nie mają czasu nawet na zjedzenie wspólnego posiłku z córką. Może się niektórym wydać, ze ten przykład jest banalny, jednak tak naprawdę proste gesty, takie jak wspólny posiłek czy rozmowa o szkole tworzą więź między dzieckiem a rodzicem. Sprawiają, że czuje się ono kochane i rozumiane. Grace, pozbawiona tego, musiała sama sobie radzić w życiu. Szybko nauczyła się odpowiedzialności i stworzyła swój własny świat, w którym może zapomnieć o wszystkim. Przedstawiona jest jako osoba silna, nad wyraz dojrzała oraz nie podejmująca pochopnych decyzji. Dopiero kiedy zakochuje się w Samie poznaje co oznacza prawdziwa miłość. 


Kolejny atut to z pewnością sposób, w jaki literatka przedstawiła wilki, ich przemianę i sposób życia. Mam już na swoim koncie kilkanaście książek o tej tematyce, jednak większość opisów była powielana, co stawało się monotonne, natomiast Stiefvater uchyliła nam drzwi do niezwykłego, tajemniczego świata, w którym o być czy nie być decyduje zimno. Prosty język i nieskomplikowane dialogi sprawiają, że przez książkę przechodzi się w mgnieniu oka.


 Oryginalni bohaterowie, wartka akcja i sceny w księgarni to jedynie trzy powody, dla których warto przeczytać "Drżenie", a jest ich o wiele, wiele więcej. Utwór czyta się w błyskawicznym tempie i z wielką przyjemnością. Nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko polecić tę książkę wszystkim fanom paranormal romance oraz tym, którzy mają ochotę miło spędzić jesienny wieczór z dobrą książką i filiżanką herbaty. 





Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga za co serdecznie dziękuje.

środa, 3 sierpnia 2011

Bree Despain - "Łaska utracona"

Łaska Utracona - Bree Despain
Bree Despain ukazała pełną klasę w swojej pierwszej powieści "Dziedzictwo mroku" czym zaskarbiła sobie moje serce. Kiedy tylko usłyszałam, że na rynek wychodzi kontynuacja przygód Grace i Daniela wiedziałam, że muszę ją przeczytać, choć przyznaje, że miałam wątpliwości. Obawiałam się, czy autorce uda się utrzymać "Łaskę utraconą" na tym samym poziomie. Jak się przekonałam, moje uprzedzenia okazały się niesłuszne. 


Tak jak w poprzedniej części mamy tu do czynienia z przygodami Grace i Daniela. Od kiedy dziewczyna została ugryziona przez swojego brata ćwiczy, aby wilk nie przejął nad nią kontroli. Jej życie przemienia się w ruiny. Matka popada w zmienne nastroje, ojca całymi tygodniami nie ma w domu, a w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy. W dodatku po niepokojących ostrzeżeniach od Juda Daniel zaczyna się od niej odsuwać. Jej jedynym oparciem jest Talbot, przystojny chłopak, który jak się okazuje tak jak ona jest urbat. Rozpoczynając poszukiwana Juda na własną rękę, Grace nawet nie spodziewa się tego, co odkryje...


Tak jak pisałam na początku obawiałam się tego, że autorka obniży poprzeczkę. Według moich odczuć "Łaska utracona" okazała się jednak jeszcze lepszym utworem od pierwszej części! Akcja działa się tu ekspresowo, pojawili się nowi bohaterowie, i nie jedno wydarzenie okazało się dla mnie prawdziwą niespodzianką...   Było tu dużo więcej przelewu krwi i dokładne opisy, które nieraz przyprawiały mnie o dreszcze. Między Danielem i Grace działo się coraz więcej, jednak w ich związek wkradły się zdrada, kłamstwo, nieufność...Pamiętam, że w "Dziedzictwie mroku" to właśnie Daniel sprawiał, że  utwór był taki tajemniczy i posiadał swój wyjątkowy klimat. Z przykrością muszę stwierdzić, że w tym utworze to przepadło, jeśli chodzi o niego, choć czytając lekturę czuło się, że autorka chciała to podtrzymać. Aby jednak Was nie rozczarowywać powiem, że pojawiła się osoba, która godnie zastępuje Daniela...


Najlepsza część książki? Zdecydowanie zakończenie. Właśnie tam działo się najwięcej. Autorka wspaniale przez nie przebrnęła, dając nam wiele, jednak zostawiając chęć na jeszcze więcej. Kiedy czytając przewróciłam stronę i zobaczyłam czystą kartkę pomyślałam, że to nie możliwe, abym już ją przeczytała. Czułam niedosyt, a jednocześnie nie mogłam zasnąć zastanawiając się nad dalszymi wydarzeniami.


Co do bohaterów to oczywiście największą rolę odegrała Grace, choć przypuszczam, że gdyby nie była główną bohaterką również miałaby znaczący wpływ na utwór. Dziewczyna uczy się walczyć z wilkiem, jednak pewne okoliczności sprawiają, że ten zaczyna się przebudzać...Podobała mi się jej determinacja, wiara oraz oddanie. Nigdy nie traciła nadziei, nawet w sytuacjach bez wyjścia. Była gotowa ofiarować życie za osobę, którą kocha. Jak na tak młodą dziewczynę, to naprawdę wiele. Myślę, że Grace bardzo wydoroślała od poprzedniej części. Co prawda to zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, co przeżyła, jednak i tak zdziwiło mnie jej podejście. 


Podsumowując, książka jest doskonałą odskocznią od codzienności. Dzięki niej spędziłam pare miłych, magicznych godzin. Niestety nie wiem jeszcze, jak długo przyjdzie mi czekać na kolejną część, jednak mam nadzieję, że ukaże się w przyszłym roku. Nie pozostaje mi nic innego jak jedynie polecić "Łaske utraconym", a tym, którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytać pierwszej części, radzę to szybko nadrobić, gdyż z pewnością nie będziecie żałowali!





Za książkę serdecznie dziękuje Wydawnictwu Galeria Książki





piątek, 15 lipca 2011

Gabrielle Zevin - "Zapomniałam, że Cię kocham"

Zapomniałam, że Cię kocham - Gabrielle Zevin
Po niezaprzeczalnie spektakularnym debiucie "Gdzie Indziej" Gabrielle Zevin ukazuje piękną powieść o odkrywaniu własnego "ja", walce, miłości, zdradzie. Zaczynając czytać ten utwór nie byłam pewna, czego się po nim spodziewać. Z jednej strony wydawała mi się ona zwykłą powieścią dla nastolatek, których obecnie na rynku jest multum, jednak intuicja podpowiadała mi, że ta książka będzie czymś więcej... 


Naomi, główna bohaterka utworu, spada ze schodów, przez co traci pamięć. Nie pamięta niczego, co działo się przez ostatnie cztery lata. Jest zdziwiona, że do szpitala przychodzi jedynie tata. Nie pamięta, że zerwała wszelkie kontakty z matka. Pewien chłopak, który uważa się za jej najlepszego przyjaciela nazywa ją "Szefową". Naomi zapomina, że ma chłopaka a w dodatku pobada w fascynacje Jamsem, który ją uratował.


Pierwsza rzecz, która mnie zachwyciła to fabuła. Autorka podzieliła utwór na trzy części: "Byłam", "Jestem", "Będę". W każdym rozdziale główna bohaterka dowiaduje się czegoś nowego o sobie i zwraca uwagę czytelnika na to, jak wielki wpływ na człowieka mają wspomnienia. Nasza wiedza o przeszłości oddziałuje na nasze wewnętrzne "ja" i sprawia, że wiemy, dokąd zmierzamy. 


Naomi, po upadku ze schodów nie pamięta ostatnich czterech lat swojego życia. Jest zagubiona w świecie, który sobie stworzyła. Od początku bardzo jej współczułam. Dziewczyna nie mogła znaleźć swojego miejsca na ziemi. Szukała własnego "jestestwa", będąc zagubioną w "nowym-starym" życiu. Przez cały utwór śledziłam odbudowywanie tożsamości przez dziewczynę, starając się przewidzieć efekt. 


Zevin stworzyła wspaniałą, magnetyczną historię o odnajdowaniu samego siebie-tętniącą życiem, przepełnioną miłością, zmuszającą do refleksji, pełną emocji. Czytając utwór zastanawiałam się, co ja bym zmieniła w swoim życiu, gdybym dostała drugą szanse. Czy poszłabym ścieżką, którą sobie wyznaczyłam, czy też wybrała zupełnie co innego? Niestety nad tym mogę jedynie "gdybać". "Zapomniałam, że Cię kocham" ukazuje nam, że często cel przysłania wszystko to, co jest wokół i nie widzimy tego, co najważniejsze.


Okładka utworu również działa jak magnes. Patrząc na nią niemal czułam powiew wiatru i promienie słońca błądzące po mojej twarzy i od razu się uśmiechałam. Przyznam, że choć nie powinno się zwracać szczególnej uwagi na oprawę graficzną, to chyba właśnie ona mnie w sobie zauroczyła.


"Zapomniałam, że Cię kocham" Gabrielle Zevin mogę polecić wszystkim, gdyż każdy czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie. Poszukiwania Naomi wciągają i hipnotyzują. Wszystko, co się dzieje w książce prowadzi do zakończenia, które jest jak dla mnie trochę zaskakujące, a jednak przewidywalne. Jedynym minusem jest to, że utwór jest mało obszerny, a ja chciałabym czytać dalej, dalej i dalej. 
                                              Za książkę dziękuje serdecznie Wydawnictwu Initium



wtorek, 12 lipca 2011

David C. Downing - "W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach."

W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach - David C. Downing
Historią pasjonuję się od zawsze. Kocham czytać o tym, co już się wydarzyło i to wszystko sobie wyobrażać. Dodatkowo słysząc słowo "legenda" bądź "mit" wpadam w zachwyt. Dodajmy do tego żądnego przygód młodego pisarza, Toma, oraz jego asystentkę, która miewa sny-wizje, znakomitych pisarzy takich jak Lewis czy Tolkien i mamy znakomite dzieło z dreszczykiem emocji, które czyta się jednym tchem. Oczywiście mowa tu o niedawno wydanej książce autorstwa Davida C. Downinga pod tytułem "W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach".


Tom McCord jest początkującym pisarzem, który ma zamiar napisać przewodnik po legendach arturiańskich. Podąża więc za wielkie jezioro, pomimo wojny, która właśnie rozpoczęła się w Europie. W Anglii poznaje Laure, dziewczyne, która widzi wizje z przeszłości. Razem z Lewisem, Williamsem i Tolkienem próbują rozwiązać zagadkę tajemniczych snów, a tym samym natrafiają na trop Włóczni Przeznaczenia. Okazuje się, że nie tylko oni zainteresowani są tym przedmiotem...


Brak mi słów na temat tego utworu. Książka emanuje siłą, spokojem i mądrością. Byłam zachwycona teologiczno-życiowymi rozmowami, które odbywały się w klubie Inklingów. Należało doszukiwać się czegoś więcej, myśleć, oceniać. Hitler mógł lada chwila zaatakować Wielką Brytanię, a w Oksfordzie Inklingowie rozmawiali o szczęściu, literaturze, sensie życia. Muszę przyznać, że to niezwykłe uczucie czytać o tym, jaki chaos panuje wokół, a za chwilę zapoznawać się z żartami Inklingów. 


Autor utworu nie skupia się jedynie na poszukiwaniach odpowiedzi na zagadkowe wizje Laury, ale  śledzi też relacje między Tomem a Laurą. Trzeba od razu powiedzieć, że to, co dzieje się między nimi jest bardzo skomplikowane. Wspólne poszukiwania zbliżają ich do siebie, jednak w ich relacje wkradają się podejrzliwość i skrytość. 


Nie jest to powieść czysto historyczna, albowiem mało jest w niej scenograficznego tła epoki (poza   wzmiankami o wojnie). Informacje, jakich dostarcza nam Downing o królu Arturze, świętym Graalu, włóczni Longinusa są nam wszystkim znane z różnych, często powielanych dzieł literackich i filmowych, jednak bardzo ciekawe jest to, jak interpretują to Inklingowie. Stawiają wszystko w innym świetle, co sprawia, że inaczej do tego podchodzimy. Najbardziej zaintrygowało mnie w książce wprowadzenie do niej klubu Inklingów, o którym nigdy nie słyszałam. Uważam, że został on wkomponowany w celu podtrzymania pamięci o tym legendarnym stowarzyszeniu literackim oraz ukazaniu jednych z  największych pisarzy jako żywych ludzi. Ze spotkań ich organizacji nie pozostały żadne zapiski czy też nagrania, także autor bardzo zaimponował mi tym, jak dużo pracy musiał włożyć w napisanie dialogów (o czym można się przekonać zerkając na obszerną bibliografię). 


Podsumowując "W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach." gorąco polecam miłośnikom twórczości Tolkiena, Lewisa czy Williamsa oraz każdemu, kogo interesują intelektualne zagadki z metafizycznym przesłaniem oraz fascynujące przygody. Dzięki niej możemy na kilka godzin oderwać się od codziennych zajęć i zapoznać się z mądrą, dającą do myślenia lekturą, przy której nie ma mowy o nudzie!



poniedziałek, 4 lipca 2011

Rachel Ward - "Numery. Chaos"

Każdy człowiek zastanawiał się kiedyś nad tym, co nadejdzie. Każdy myślał o tym, jak będzie wyglądał koniec. Ostatnio miałam okazję przeczytać drugą część "Numerów" Rachel Ward. Należy powiedzieć, że okazała się równie dobra, jak pierwsza.



Głównym atutem powieści Ward jest według mnie fabuła. Autorka odeszła od wszechobecnego obecnie wzorca romans+wampir/wilkołak= sława, a wykorzystała w swojej książce coś, z czym się jeszcze nie spotkałam u innych autorów. Główny bohater "Numerów", Adam, jest synem znanej nam z poprzedniej części Jem, co być może nie jest zaskoczeniem, odziedziczył po niej widzenie numerów. Tak jak jego matka uważa to za przekleństwo. Kiedy poznaje Sare wszystko się zmienia. Odkrywa, że będą razem szli przez życie... jedyny problem to zachowanie dziewczyny, która nie wiadomo z jakiego powody boi się chłopca jak samego diabła.


Katastrofy towarzyszą nam na co dzień. W "Numerach" autorka przedstawia nam wizję tragedii, jaka nawiedzi Londyn. Nie wiadomo, czym ona jest, jednak w wyobraźni czytelnika formuje się od razu obraz końca świata. Płonące budynki, woda, która porywa wszystko, co znajdzie na swojej drodze, trzęsienia ziemi. Wszystko to, jest opisane szczegółowo, co wywołuje dreszcze.


Jak dla mnie ta część jest bardziej dopracowana jeśli chodzi o bohaterów, jednakże nie aż tak dobra jak poprzedni tom. Nie wiem z jakiego powodu, ale czegoś mi tu brakuje. Utwór zaskakuje z każdą kolejną stroną. Widać, że autorka włożyła w swoje dzieło dużo pracy, a to jest bardzo dużym plusem. W dodatku pani Ward poruszyła problemy życia codziennego, o których ostatnio słyszymy coraz więcej w mass mediach. Molestowanie. Znęcanie się. Narkomania. Prostytucja. Czytając te fragmenty nie mogłam się nadziwić okrucieństwu, jakim wykazywali się niektórzy bohaterowie. Książka uświadomiła mi, w jakim świecie muszę dorastać i nie jestem z tego dumna. Często wolałabym cofnąć się w czasie o trzy, cztery stulecia, aby móc żyć w świecie, w którym takie rzeczy były nieznane.


Kolejnym, wielkim plusem jest akcja. Wszystko toczy się bardzo szybko, co sprawia, że nie da się oderwać od utworu. Barwne opisy, cała paleta uczuć bohaterów, szybkie tempo wydarzeń- to wszystko powoduje, że braknie mi słów. Mimo iż utwór skończyłam czytać jakiś tydzień temu nadal w mojej głowie pełno jest obrazów z "Numerów", a szczególnie scen z zakończenia, które jest niezwykle obiecujące i pomimo tego, że odpowiada na wiele pytań, jakie zadaliśmy sobie podczas lektury, w żadnym stopniu nie nasyca naszej chęci do czytania dalej, dalej i dalej. 


Utwór jest naprawdę wart uwagi. Zmusza do refleksji nad przyszłością oraz teraźniejszością. Myślę, że tym, którzy przeczytają popłyną łzy całymi strumieniami, jak to było w moim przypadku. Pomysł kontynuacji był doskonały i z niecierpliwością czekam na moment, w którym będę mogła wziąć do rąk trzecią część "Numerów". Rachel Ward ukazała prawdziwą klasę, utrzymując książkę na tym samym poziomie, co poprzedni tom. "Numery.Chaos" to utwór niebanalny, pomysłowy oraz interesujący. Nie pozostaje mi nic innego niż polecić tą publikacje.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga za co serdecznie dziękuje.

środa, 29 czerwca 2011

Zofia Staniszewska - "Czarownica z Radosnej"

Czarownica z Radosnej - Zofia Staniszewska
Od niedawna zaczęłam się przekonywać do polskich autorów. Nie żeby od razu ich pokochać, jednak zaczęłam doceniać to, że nawet w Polsce są ludzie, którzy potrafią napisać coś, czego czytanie sprawia innym niezmierną przyjemność. Do takich osób zaliczam panią Zofię Staniszewską, której debiutancka powieść "Czarownica z Radosnej" wywołała u nie nieraz uśmiech i miłe uczucie w sercu. 


Utwór opowiada historię Jagody, instruktorki jazdy konnej, która mieszka wraz z dwojgiem dziec- Joaśą i Jasiem na wsi. Zofia Staniszewska, mimo iż skupia się właśnie wokół tej postaci,jej rodziny oraz przyjaciół, zagłębia się w każdego bohatera na inny sposób. Tak więc poznajemy Astronoma, Magda, Age, Lusie, Rudzielca, Starą Ryśkową i wiele innych osób, które podczas czytania do się polubić. Dodatkowo akcja w pewnym momencie przypomina, powiem to słowami jednego z bohaterów utworu, Rudzielca, dramat obyczajowy z elementami sensacyjnej komedii. Dzieje się dużo, jednak wszystko toczy się tak, jak na zwykłej, zapomnianej przez Boga, małej wsi.


Co mi się najbardziej podobało w utworze? Opowieści, które opowiadała Jagoda, oraz opisy miejsc. Czytając je, można było poczuć podmuch świeżego powietrza, promienie słońca błądzące po twarzy, czuło się wszechogarniającą zieleń i błogą radość. Teraz, wracając do baśni, każda miała w sobie przesłanie, mówiła o czym innym. O miłości, przeznaczeniu, stracie, rozczarowaniu. Mimo iż z pozoru smutne,pałały optymizmem i nadzieją,. Czytając je wracałam do czasów dzieciństwa, kiedy siadałam z mamą na trawie, a ona opowiadała mi różne historie. 


Książka, z którą łatwo zapomnieć o upływie czasu. Autorka bardzo rozbudowała niektóre wątki (przede wszystkim miłosny). Widać, że sporo zainwestowała w opisy stanów emocjonalnych bohaterów, tajemnice, szczyptę kryminału. Och, niepodobne byłoby tu nie wspomnieć o atucie, jakim jest używanie przez panią Staniszewską gwary ludowej. Polecam wszystkim, którzy lubią tego typu powieści, bądź po prostu chcą się zrelaksować. Mi osobiście utwór przypomniał o tym, ile może znaczyć połączenie z natura i świeżym powietrzem, zamiast wiecznego przesiadywania przed komputerem. Idealna lektura na zimowe wieczory przy kominku, bądź upalne, letnie dni na hamaku. Polecam.





Książkę otrzymałam  od portalu nakanapie.pl  za co serdecznie dziękuje.






wtorek, 28 czerwca 2011

Aleksander Sowa - "Zła miłość"

Jak wiadomo nie od dziś niezbyt przepadam za polskimi autorami. Jak dla mnie nie mają wyobraźni i talentu (oczywiście nie wszyscy). Ostatnio spotkała mnie miła niespodzianka i spotkałam się z książką, które mnie niezwykle zaintrygowała i zaciekawiła. Mimo że jest uboga w treść, jej znaczenie mówi więcej niż milion słów.  


Wszystko rozgrywa się wokół snu Ani, sześcioletniej dziewczynki, która postanawia opowiedzieć go swojemu tacie. W śnie oprowadza ją mały chłopiec, który ukazuje jej historie rzeczywiste, aby dziewczyna mogła lepiej zrozumieć to uczucie, a także poznać co oznacza przeznaczenie. 


Zaczynając od początku, niektórym może się wydać dziwna rzecz, o której dowiadujemy się już na pierwszej stronie książki, a mianowicie chodzi mi tu o narrację. Osobą mówiącą w tym utworze jest zaledwie sześcioletnia dziewczynka. Kiedy przeczytałam opis na początku myślałam, a nawet byłam pewna, że nastąpiła pomyłka, bo niby co taka mała istota może wiedzieć o takim uczuciu jak miłość? Jednak bardzo często ludzie starsi znają się dużo mnie na miłości niż dzieci. Druga, intrygująca mnie rzecz to porównania, jakich używał autor. Były niesamowite i wywoływały przyjemny, ciepły dreszczyk. 


"Zła miłość" jest utworem wyjątkowym i w przeciwieństwie do "Małego Księcia" (według mnie są podobne, jeśli chodzi o znaczenie) bardzo przypadła mi do gustu. Przypomniała o tym, co jest najważniejsze w życiu i czym powinniśmy się kierować. Właśnie spojrzenie na świat oczami dziecka mi to uświadomiło. Według mnie w tej cieniutkiej książce jest zawartych więcej uczuć, mądrych rad i tego czym należy się kierować, niż w innych, grubych tomiszczach. Mimo iż to jest pierwszy raz, kiedy spotkałam się z twórczością pana Aleksandra, jestem pewna, że postaram się przeczytać coś jeszcze co wyszło spod jego pióra. Nie spotkałam się jeszcze z autorem, który tak pięknie potrafi pisać o uczuciach. W końcu wychodziłam z założenia, że mężczyźnie ciężko jest mówić o swoich uczuciach, a tu proszę. Miłe zaskoczenie. Książkę polecam wszystkich, jednak muszę powiedzieć, że nie należy się za nią zabierać, jeżeli chce się ją tylko przeczytać. Ten utwór trzeba zrozumieć. 




Zapraszam do polubienia na Facebooku. 

sobota, 28 maja 2011

Richelle Mead - "Akademia Wampirów"

Akademia Wampirów - Richelle Mead
Ostatnimi czasy wzięło mnie na sentymenty i postanowiłam wrócić do książek już przeze mnie przeczytanych, które zapadły w mojej pamięci. Pierwsza pozycja, która nasunęła mi się od razu na myśl to właśnie "Akademia wampirów". Mimo iż czytałam ją ponad rok temu, pozostały miłe wspomnienia, które teraz odżyły ;).


Do szkoły imienia św. Władimira zostały sprowadzone po ucieczce księżniczka Lisa i jej  przyjaciółka oraz strażniczka Rose. W szkole uczą się mojore, czyli wampiry czystej krwi, oraz dampiry, mieszańce, których zadaniem będzie chronić tych pierwszych. Jednak nigdzie już nie jest bezpiecznie. Odrzucenie to nie jedna z rzeczy, które mogą spotkać młode przyjaciółki w szkole pełnej intryg i osób marzących o władzy i pieniądzach...


Co intryguje ? Z pewnością istnienie podziału na lepszych i gorszych. W realiach współczesnego świata jest to normalne, jednak wydaje się trochę dziwne w odniesieniu do świata, w którym istnieją wampiry. Walczą one ramie w ramię, bronią, oddają życie za drugiego, a jednak są gorsi. Mojory kojarzyły mi się nieodzownie z niewolnikami. Nie mogli tworzyć rodzin, kochać. Byli pomiatani przez niektóre dampiry, gdyż nie mieli czystej krwi, jednak według mnie pełnili rolę dużo ważniejszą od dampirów. Do swojej pracy wkładali całe serce, odrzucali uczucia, nie zważali na waście rodzinnie i nie dążyli do władzy. Byli nieskazitelni sami w sobie.


Dlaczego właśnie "Akademia wampirów"? Richelle Mead nie powiela schematów, tworzy nowy, indywidualny nurt, który jak mam nadzieję nie zostanie skopiowany przez innego autora bądź porzucony gdzieś w drodze do sławy przez pisarkę. Literatka powołała do życia niezwykłą, niezachwianą przyjaźń, a także miłość taką, jaką czytelnicy najbardziej kochają: tajemniczą, intrygującą, ognistą, a zarazem zakazaną. 


Co nas rozkochuje? O miłości w utworze już wspominałam, jednak nie byłabym sobą gdybym nie pociągnęła tego wątku. To co zaistniało między Rose a Dymitrem zaliczam do tych chwil, dla których warto czytać książki. W każdej scenie, w której uczestniczą razem rytm mojego serca przyspiesza, a ręce zaczynają drżeć i pragnę jedynie więcej, więcej i więcej. 


Bohater bohaterowi nie równy. Kto zasługuje na miano tego/tej jedynego/jedynej, dla którego/ej utwór czyta się z przyjemnością? Obok Dymitra (no tak, walory płci brzydkiej) to Rose. Dziewczyna ta jest idealną kandydatką na wierną przyjaciółkę każdego. Lojalna, bezinteresowna, gotowa ofiarować wszystko za bezpieczeństwo kogoś innego, odważna, pełna charyzmy. Czytając jednak książkę z jej punktu widzenia możemy się dowiedzieć, że wewnątrz jest krucha i wrażliwa, a także, że wiele się wycierpiała. 


Pobudza, rozpala, inspiruje. Mimo iż niektórzy zapewne powiedzą, iż to zwykła powiastka, zapewniam że tak nie jest. Wiele przy niej się na płakałam i muszę powiedzieć, że kiedy ją zaczynasz musisz zabezpieczyć się kilkoma paczkami chusteczek higienicznych, bo z pewnością będą ci potrzebne! Utwór wywoływał u mnie niebywałe uczucia, nie tylko w sytuacjach, jakie zaszły między Dymitrem a Rose, ale także z powodu Lisy i jej chłopaka. 


Według mnie "Akademia wampirów" to jedna z najlepszych książek o wampirach jaką udało mi się do tej pory przeczytać, a przewinęło się ich kilkanaście. Utwór czyta się niezwykle szybko i przyjemnie, autorka potrafi człowieka zaskoczyć, to z pewnością trzeba jej przyznać. Śmiało mogę powiedzieć, że należę do fanów tej serii i już nie mogę się doczekać kiedy dopadnę w swoje ręce drugi tom- "W szponach mrozu". 

piątek, 20 maja 2011

Rachel Ward - "Numery. Czas uciekać"


"Numery" to debiut literacki brytyjskiej pisarki, Rachel Ward. Przygodę swą rozpoczęła od opowiadania, które okazało się później jednym z rozdziałów utworu. Mnie osobiście książka zaintrygowała opisem, okładkę, ale także w dużym stopniu samą treścią. Poznajemy tu Jem, dziewczynę, która od śmierci matki wędruje od rodziny do rodziny. Sprawia kłopoty wychowawcze, jest zamknięta w sobie, odcina się od innych. Powodem tego nie jest, tak jak wszyscy uważają trauma po śmierci rodzica, ale jej dar. Jeśli Jem spojrzy komuś w oczy widzi jego datę śmierci. Widziała ją u swojej matki, rodziców zastępczych, opiekunów, nauczycieli...Próbuje się od tego wszystkiego odciąć zamykając się w sobie i wszystkich ignorując. Udaje jej się to dopóki nie poznaje Pająka... wtedy, jej świat przewraca się do góry nogami... 

Po pierwsze plusem jest fabuła. Autorka odeszła od przetartych szlaków wampirów i wilkołaków, a skupiła się na poznawaniu przeszłości. Oprócz tego to tak naprawdę był to jedyny element fantastyczny. Wszystko inne toczyło się w realnym świecie. To wszystko strasznie mnie zafascynowało i nie pozwoliło nawet na chwilę odciągnąć się od tej lektury. 

Nad książkę płakałam tak wiele razy, że przestałam nawet liczyć. Nie jest to jednak zwykły, tani wyciskać łez, a powieść z klasą. Co psuje to wrażenie ? Język. Ogólnie rzecz biorąc nie mam nic przeciwko przekleństwom w utworach, ale te były naprawdę rażące. Jednak, aby was nie zniechęcać powiem, że to jedyny minus, jaki udało mi się dojrzeć w całej książce. 
„Najwyraźniej ludzie mnie nie rozumieją. Nie rozumieją, że trzeba mi trochę przestrzeni. Ciągle mi mówią, co mam robić. Uważają, że zasady i plany na przyszłość, czyste ręce i porządne maniery wszystko naprawią. Niczego nie chwytają.”
Bohaterowie, to kolejna rzecz, o której nie można tu nie wspomnieć. Zwykle, kiedy narratorem jest główna bohaterka/bohater, po pewnym czasie zaczyna mi się to wszystko wydawać monotonne, a tu - kolejne zaskoczenie. Autorka potrafiła przestawić Jem nie jako zwykłą, pełną problemów i nienawiści do świata nastolatkę/ wymalowaną dziewczynkę nie mającą swojego zdania, ale jako osobę dojrzałą jak na swój wiek, która jest o krok do przodu od rówieśników. Dziewczyna musiała o wszystko walczyć, wiedziała, że nie może sobie pozwolić na uczucia, bo znajomość daty śmierci ukochanego by ją wykończyła. W bardzo wczesnym wieku przeżyła tragedię- umarła jej matka. Później przenosiła się z domu dziecka do kolejnych rodzin. 

Podsumowując, uważam, że jest to książka idealna dla nastolatków i nie tylko. Nie można do niej podejść jak do każdej innej lektury, ale z otwartym umysłem i gotowością do przemyśleń. Stawia ona przed nami wiele pytań, na które musimy odpowiedzieć sobie sami, a także sprawia, że chcemy dziękować Bogu za to, że mamy rodzinę, która nas kocha. Osobiście, zaliczam "Numery. Czas uciekać." do utworów bardziej ambitnych, z przesłaniem, obok którego nie można przejść obojętnie(no bo i jak można oderwać wzrok od tej okładki?) . Teraz ze zniecierpliwieniem czekam na moment, kiedy będę mogła zacząć czytać drugi tom tej niezwykłej serii, "Numery. Chaos". 

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga za co serdecznie dziękuje.

poniedziałek, 16 maja 2011

P.C Cast + Kristin Cast - "Osaczona"

Osaczona - Kristin Cast, Phyllis Christine Cast
"Osaczona" to już piąta część cyklu "Domu Nocy" P.C.  i Kristin Cast. Muszę przyznać, że mimo szczerego zwątpienia w tą sagę po przeczytaniu "Wybranej" jestem szczerze zaskoczona, że "Osaczona" wypadła w moich oczach tak dobrze i z powrotem nabrałam ochoty na tę serię. 


Zoey ucieka wraz z przyjaciółmi z Domu Nocy po uwolnieniu Kalony i Kruków Prześmiewców, skrywając się w tunelach razem z czerwonymi adeptami. Niestety, kapłanka zostaje ranny i bez opieki dorosłych wampirów może nie przeżyć. Wracając, nawet nie wiedzą, jak wiele się zmieniło. Kalona wraz z Neferet sterują szkołą, uczniowie zachowują się jak roboty, a nauczyciele jak bezbarwni, obojętni na wszystko obserwatorzy. Jedyny sposób na powrót do normalności to powtórne zniewolenie Kalony. Pytanie brzmi jak to zrobić? Jak na domiar złego, do Zoey niczym bumerang, powracają problemy z facetami, a do tego dołączają kłamstwa najlepszej przyjaciółki i konsekwencje posiadanie władzy nad wszystkimi żywiołami. 


Jak zwykle zacznę od plusów. W rodzinnym interesie pań Cast jak zwykle dominuje pomysłowość rozwijania nieznaczących wątków do tego stopnia, że stają się jedynymi z najważniejszych oraz problemy z chłopakami głównej bohaterki. Muszę powiedzieć, że pomimo tego, że nadal nie rozumiem tego, jak Zoey może być zakochana w kilku facetach na raz, zaczynam jej współczuć. Erik zachowuje się co najmniej dziwnie, Stark w wielkim stylu wraca zza grobu i jest ewidentnie zainteresowany Zoey, Heath skojarza się po raz kolejny, a Kalona, jej największy wróg uważa ją za A-yę, dziewczynę, która uwięziła go przed wiekami pod ziemią, i która jako pierwsza pokazała mu, co oznacza prawdziwa miłość. W tym zamieszaniu, nasza bohaterka musi poradzić sobie z kontrolą nad żywiołami i przywróceniem świata do normalności.


Szczerze mówiąc na początku myślałam, czy aby na pewno autorki postąpiły słusznie obciążając tą młodą dziewczynę tak wieloma obowiązkami. Według mnie, wymyślając coraz to nowe zadanie wprost niewykonalne dla tak młodej istoty nie dodały tejże książce uroku. Co mi się nie podobało? Język, który jednak był dużo lepszy od    poprzednich części, a także to, że akcja była o wiele za krótka. Zauważyłam, że pojawia się to regularnie we wszystkich książkach tych autorek.


Poza tym raczej nie mam się do czego przyczepić. Uważam, że jest to jedna z najlepszych części z cyklu "Domu Nocy" i należy po nią sięgnąć bez względu na to, czy poprzednie były rozczarowaniem . Ja od siebie nie mogę dodać już nic więcej- po prostu, polecam!


Książkę otrzymałam  od Wydawnictwa Książnica za co serdecznie dziękuje.