środa, 16 maja 2012

Mary Jane Beaufrand - "Primavera"


Primavera - Mary Jane Beaufrand
Zaczynając debiutujący utwór Mary Jane Beaufrand pod tytułem "Primavera" miałam mieszane uczucia. Po kilkustronicowym prologu rzuciłam książkę w kąt, gdyż uznałam, iż zupełnie mnie nie zainteresuje. Jednak jak dla każdej innej lektury, również i dla "Primavery" przyszła wiosna. Gdy chwyciłam za utwór po raz drugi, wprost nie mogłam się od niego odciągnąć. 

Główną bohaterką utworu, a zarazem narratorką jest Flora, a właściwie Lorenza Pazzi. Mimo iż jest najmłodszą córkę wywodzącą się z tego znamienitego rodu, w swym domu rodzinnym traktowana jest jak zwykła posługaczka. Została ona odrzucona przez matkę oraz siostrę, które myślą jedynie o władzy i swej urodzie, oraz przez ojca, który pragnie jedynie powiększyć swój majątek. Dziewczyna znajduje pocieszenie jedynie u swej nonny, która się nią opiekuje od urodzenia, swego nowego przyjaciela Emilio oraz brata -Andrea. Mimo troskliwej opieki, nic nie zdoła jej uratować przed nadchodzącą krwawą maskaradą...

Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy podczas czytania utworu to z pewnością klimat. Przebiegając przez stronice "Primavery" można było poczuć atmosferę tego miejsca i z łatwością wyobrazić sobie uroki Florencji. Mary Jane Beaufrand ukazała niesamowitą przestrzeń, która urzeka swym urokiem, jednak pod tą maską kryją się stalowe zasady, jak rzekł Ulpian - "Dura lex, sed lex". W tym mieście karane jest wszystko. Kobiety za męskie przebranie czeka ścięcie nosa, złodzieje tracą jedną dłoń. A co dzieje się ze zdrajcami? To najokrutniejsza kara, z jaką kiedykolwiek się spotkałam... 


Autorka stworzyła tu niezwykły obraz bohaterów. Oczywiście najlepiej wykreowaną postacią jest tu Flora. Jej postać jest dynamiczna, pełna przeżyć, z głębią.  Śledząc z zapałem opowieść dziewczyny, z każdym kolejnym zdaniem byłam coraz bardziej pogrążona w lekturze. Historia Flory całkowicie mnie urzekła. Czytając o okropnościach, jakie przeżyła i ogromnej stracie rodziny, łzy same spadały mi na stronice utworu. 


Język, jakim posługuje się autorka jest prosty, ale ukształtowany na wzór renesansowej Florencji, co nadaje charakter utworowi. Dodatkowy plus to to, że możemy się podszkolić włoskiego czytając utwór, a także ze słowniczka, który jest umieszczony na końcu książki.  


W całym utworze czuć ogromny smutek minionych, bądź też nadchodzących zdarzeń. Szczególnie mało jest scen radosnych, lecz kiedy już nadchodzą, odmieniają bieg wydarzeń. Geneza imienia Flory związana jest z historią bogini Chloris. Skazana ona została przez Dianę na wieczną ucieczkę przed bogiem wiatru zachodniego, Zefirem. Była to kara za pychę jej matki. Tak samo uciekać musiała Flora, aby nie spotkała jej śmierć. Opowieść, opowiedziana przez nonnę często jest przywoływana w utworze. Flora jest świadoma ogromnego podobieństwa, jakie łączy ją z boginią, i także postanawia przeciwstawić się swoim wrogom. 

Tu nasunął mi się bardzo ważny morał, który wynika z tej powieści. Zarówno Chloris jak i Flora płaciły wysoką cenę, za błędy swoich rodziców.  Utwór jest przestrogą dla innych, aby pamiętali, że chciwość i żądza władzy nie pomagają. Na szczęście Flora pamiętała, iż po każdej zimie, nawet tej najsroższej i wydawałoby się, wiecznej, nadchodzi primavera, z włoskiego wiosna. Zachęcam do przeczytania tego utworu wszystkim, którzy pragną poznać jakże smutną historię Flory, jednak zakończoną happy endem. Autorka stworzyła wspaniały, magiczny świat, który każdego wciągnie bez reszty. 

piątek, 11 maja 2012

Rick Riordan - "Ognisty tron"


Po serii "Percy Jackson i bogowie olimpijscy" Rick Riordan uzyskał znaczące miejsce w moim sercu. Kiedy dowiedziałam się o nowym cyklu byłam zachwycona i zniecierpliwiona. Była już mitologia grecka, rzymska, a teraz nastał czas na egipską. Jako że kocham starożytny Egipt, pomysł ten wydał mi się fenomenalny. Po "Ognistym tronie" spodziewałam się wiele... no cóż, może zbyt wierzyłam w świetność tej książki?

Odkąd bogowie starożytnego Egiptu zostali wyzwoleni we współczesnym świecie, Carter Kane i jego siostra Sadie znaleźli się w tarapatach. Ich potężny wróg, wąż chaosu Apopis rośnie w siłę. Jeśli w ciągu kilku dni nie zdołają zapobiec jego uwolnieniu, nastąpi koniec świata. Aby mieć jakiekolwiek szanse w walce z siłami chaosu, muszą przywrócić do życia boga słońca Ra - to zadanie przekraczające wszystko, czego dokonał jakikolwiek mag. Ale najpierw muszą go odnaleźć...

Zanim zabrałam się za "Ognisty tron" postanowiłam poczytać inne recenzje i opinie o tym utworze. Wszystkie były zgodne: to arcydzieło. Przykro mi jest, że odstąpie od grupy pasjonatów tej lektury. W książce zabrakło mi lekkości, jaką czułam czytając poprzednią serię autora.  Do tego, każdy już po przeczytanym opisie znał zakończenie, co jeszcze bardziej zubożyło wartość utworu. "Ognisty tron" przeczytałam szybko, jednak  z trudem. Co prawda pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy i dobrze przekazany, ale czegoś mi brakowało. Autor już od początku zadaje nam pytania, na które gorączkowo poszukujemy odpowiedzi.  Nie było tu jednak humoru, którym Rick Riordan mnie urzekł. Widać było, że się stara, ale to mnie nie przekonało. 


„Było to niemal tak samo prawdopodobne, jak to, że Ra i Apopis zostaną przyjaciółmi na Facebooku, ale nie odezwałem się”


Bohaterowie, których wykreował autor byli barwni i wielowymiarowi. To jeden z walorów utworu. Sadie, z jej fioletowymi końcówkami i glanami musiała robić piorunujące wrażenie. Obok niej lojalny Carter, typowy myśliciel. Wszystkie postaci miały w sobie coś przyciągającego. Też macie to uczucie, że czytacie, a po chwili z żalem przypominacie sobie: a tak, to tylko bohaterowie fikcyjni? 


Do gustu przypadł mi dodatek do utworu, który obejmował imiona egipskich bogów, zaklęcia używane przez magów oraz terminy związane ze starożytnym Egiptem. Dodatkowo przy wielu zaklęciach w książce znajdowaliśmy wspaniałe i tajemnicze hieroglify. 

"Ognisty Tron" to druga część serii "Kroniki rodu Kane". Mimo, iż mnie nie przekonała pod wieloma aspektami, uważam, że warto ją polecić. To obowiązkowa lektura dla każdego fana Ricka Riordana. Mityczny obraz oraz współczesne realia mieszają się ze sobą stwarzając wspaniały, tajemniczy świat, który być może wciągnie was na dobre. 



Za książkę serdecznie dziękuje Wydawnictwu Galeria Książki


środa, 9 maja 2012

Cinda Williams Chima - "Król Demon"


Fantastyka jest moim ulubionym gatunkiem literackim już od czasów "Harrego Potter'a". Mam do niej szczególny sentyment, zwłaszcza, że to były moje pierwsze "grube tomiska", jakie czytałam. Najlepsze w takich utworach jest to, że są jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co się trafi. Do tej pory nie przeżyłam chyba żadnego zawodu książkowego, a "Król Demon" okazał się utworem godnym miana arcydzieła. Jeszcze zanim chwyciłam za lekturę zahipnotyzowała mnie okładka, której tajemnica rozwiała się wraz z kolejnymi stronicami utworu.


W "Królu Demonie" łączą się dwie historie: Raisy, księżniczki, przyszłej królowej Fellsmarchu oraz Hana Alistera, byłego herszta ganku, złodzieja. Han, zwany Bransoleciarzem, z powodu grubych, srebrnych bransolet z wygrawerowanymi runami stara się zrobić wszystko, by utrzymać siebie, matkę i siostrę Mari. Życie Alistera komplikuje się jeszcze bardziej po tym, jak chłopak zabiera potężny amulet Micahowi Bayarowi, synowi Wielkiego Maga. Potężna rodzina magów nie powstrzyma się przed niczym, by odzyskać tak potężny przedmiot, należący niegdyś do samego Króla Demona. Tymczasem Raisa ana'Marianna toczy własną walkę. Właśnie wróciła na królewski dwór po trzech latach swobody w kolonii Demonai, gdzie jeździła konno, polowała i uczestniczyła w słynnych targach klanowych. Po swoim święcie imienia szesnastoletnia Raisa będzie mogła wyjść za mąż, lecz nie jest zachwycona perspektywą poślubienia księcia, zapewne wiele od niej starszego, z dużym zamkiem i małym móżdżkiem. Jej wzorem jest Hanalea - legendarna waleczna królowa, która pokonała Króla Demona i uratowała świat. Wygląda jednak na to, że jej matka ma inne plany co do niej małżeństwa...Siedem Królestw zadrży w posadach, gdy losy Hana i Raisy zetkną się na kartach tej trzymającej w napięciu powieści.

Czytając ostatnio stronę przeżyłam lekki zawód. I co, to tyle? Już? Utwór ma prawie 600 stron, a ja go przeczytałam w ciągu dwóch dni. Historia stworzona przez autorkę jest tak fascynująca, że wciąga czytelnika do świata magii już od pierwszego zdania. Szczególnie w pamieć zapadły mi legendy dotyczące mitycznej królowej. Akcja jest wartka, a bohaterowie zachwycają. Czytając utwór miałam wrażenie, że autorka w każdą postać wlała odrobinę duszy. Uczestnicy zdarzeń byli idealnie dopracowani pod każdym względem, co sprawiło, że miałam jeszcze większą ochotę czytać.  Jedynie raziło mnie zachowanie Raisy. Przez wszystkich uważana była za dobrodziejkę, wspaniałą osobę, wzór cnót. Ja jednak widziałam w niej młodą, bogatą dziewczynę, która perfidnie wykorzystuje osoby, które ją kochają. 

Kolejną rzeczą, która bardzo mi się podoba to dwuosobowa narracja. Poznawaliśmy historię widzianą oczami Raisy oraz Hana. Niezwykłe było to, jak autorka potrafiła bawić się słowem. Powieść została napisana lekkim i przyjemnym językiem. 

Książka zaskoczyła mnie swoim niespotykanym klimatem. Pomimo na rynku aż roi się od książek o magach, ta pozycja wydała mi się nadzwyczaj interesująca. Być może dlatego, że przypominała mi historię Sonei w "Trylogii Czarnego Maga"? W utworze zaskakiwało mnie wszystko, począwszy od pierwszej strony, aż po ostatnią. "Król Demon" jest owiany tajemniczą i pełną napięcia atmosferą, która pobudza zmysły czytelnika. Cinda Williams Chima wprowadziła nas w cudowny świat klanów, magi, zalotów i... demonów. Tej wycieczki, nie zapomnę przez bardzo długi czas.

Dlaczego warto przeczytać "Króla Demona"? Książkę faworyzuje niezwykły styl, opowieść, a nawet opisy, których zwykle nie znoszę, a które w tym utworze nabrały dla mnie nowego wymiaru . Nietuzinkowy świat stworzony przez Chime sprawił, że oderwałam się od przytłaczających, monotonnych zajęć dnia powszedniego i rzuciłam się w wir niezapomnianych wydarzeń i pełnych napięcia zwrotów akcji. Ten utwór jest magiczny pod każdym względem, rozpoczynając od okładki, a kończąc na spisie treści. Polecam tą książkę wszystkim, którzy cenią sobie dużą dawkę świetnej literatury fantasy - na pewno się nie zawiedziecie. Teraz pozostaje mi jedynie czekać, i mieć nadzieję, że szybko przeczytam tom drugi Siedmiu Królestw - "Wygnaną Królową". 


Za książkę serdecznie dziękuje Wydawnictwu Galeria Książki

wtorek, 8 maja 2012

Sarah Blakley-Cartwright - "Dziewczyna w czerwonej pelerynie"

Usiądź wygodnie i zamknij oczy. Gotowy? Zabiorę Cię w niezwykłą podróż w przeszłość. W podróż do dzieciństwa. Co widzisz? Babcią, która piecze ciasto? Dziadzia opowiadającego Ci o swoim dzieciństwie? A może rodziców, którzy czytają Ci bajki? Ach, bajki... O dzielnych rycerzach i pięknych księżniczkach, zamieszkujących wysokie wieże. Wśród setek opowieści opowiadanych mi co wieczór najlepiej zaryła mi się w pamięci jedna, szczególna. "Czerwony Kapturek". Należy pamiętać, że każda bajka, nawet na najbardziej magiczna ma w sobie ziarno prawdy. Chciałbyś je ze mną odkryć na nowo? A więc zapraszam Ci w niezwykłą podróż z "Dziewczyną w czerwonej pelerynie" Sarah Blakley-Cartwright, dzięki której na nowo odkryjesz baśń z dzieciństwa...

"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" jest współczesną bajką dla dorosłych. Przedstawia ona losy Valerie, młodej dziewczyny zamieszkującej średniowieczną wioskę. Jak przystało na "Czerwonego Kapturka" ma ona babcię, która zamieszkuje w chatce w lesie. Wydawałoby się, że to normalna, szczęśliwa rodzina zamieszkująca prostą, niczym się nie wyróżniającą wioskę. Prawda jednak jest inna. Mieszkańcy muszą raz w miesiącu składać ofiarę Wilkowi. Do tej pory były to zwierzęta, lecz odkąd Wilk zaatakował człowieka, wszystko się zmienia.  Dodatkowo walkę o Valerie toczą dwaj chłopcy: Peter i Henry. Pierwszy z nich został przed laty wygnany z wioski, natomiast drugi jest bogatym, przystojnym i dobrym synem kowala. Którego z nich wybierze Valerie? I kto skrywa się pod skórą Wilka? 

 "- Jakie ty masz wielkie oczy, babciu – zauważyła Valerie ze spokojem. Zobaczyła, że rysy twarzy babci wyglądają na głębsze i wyraźniejsze. Czuła się tak, jak czasem gdy zbyt szybko wypiła za dużo wody: pusta i pełna zarazem, i oszołomiona.
- Żeby cię lepiej widzieć, moja droga – odpowiedziała babcia nieco przytłumionym głosem.
Jej uszy także sterczały spod potarganych włosów, dziwnie szpiczaste.
- Jakie ty masz wielkie uszy babciu.
- Żeby cię lepiej słyszeć moja droga.
Gdy babcia wypowiadała te ostatnie słowa, nareszcie odsłoniła zęby – och, co za zęby. Wydawały się dłuższe i ostrzejsze niż zwykle.
- Jakie ty masz wielkie zęby babciu.
- Żeby cię łatwiej pożreć moja droga…
Babcia skoczyła na nią i…”

Szczerze powiedziawszy zdziwiłam się, gdy się dowiedziałam, że utwór jest napisany na podstawie scenariusza. Na szczęście nie oglądałam filmu, więc nie odcisnęło się to na mojej opinii o książce. Czyta się ją niezmiernie szybko i przyjemnie, jednak czytając "wprowadzenie" spodziewałaś się po tej lekturze czegoś więcej. Akcja jest wartka a wątek miłosny rewelacyjny. Co prawda postacie nie się zbyt dobrze wykreowane. Autorka ujednoliciła je. Każdy bohater jest wzorowany na poprzednim. 

Spodziewałam się narracji pierwszoosobowej, więc niespodzianką były różne punkty widzenia. Co prawda, można było dzięki temu wgłębić się w postacie książkowe, poznać ich uczucia i ich prawdziwe "ja". Dużym plusem jest to, jak Sarah Blakley-Cartwright wodziła za nos czytelnika. Za każdym razem, gdy już byłam pewna:"Tak, to on/ona jest Wilkiem", okazywało się, że nie mam racji. Dopiero w ostatnim rozdziale, do którego podążałam z zapartym tchem, dowiadujemy się straszliwej tajemnicy prawdziwego pochodzenia Wilka. Do tego wszystkiego pojawia nam się motyw fanatycznego ojca Salomona, wynajętego do pozbycia się Wilka. Jest on gotowy by torturować niewinnych ludzi, a nawet ich zabijać. Zależy mu na jednym - zgładzeniu Wilka. 

Pomimo wszystko autorka pisze naprawdę lekkim piórem, dzięki czemu nie zanudza czytelnika. Motyw miłosny wciąga niesamowicie i cały czas towarzyszą nam emocje - a co jeśli to Peter jest Wilkiem? Czy on i Valerie będą razem? Pójdzie ona za sercem czy też rozumem? Te i wiele innych pytań przewija się przez głowę czytelnika podczas całej lektury. Muszę tu również wspomnieć o szacie graficznej, która jest niesamowita nie tylko na zewnątrz, ale także w środku. Utwór ma w sobie to coś i jest idealny dla odprężenia i powrócenia w beztroski, magiczny świat baśni...


Za książkę serdecznie dziękuje Wydawnictwu Galeria Książki

poniedziałek, 7 maja 2012

Tamora Pierce - "Księga Tris"


Z twórczością pani Pierce spotykam się po raz drugi. Po "Księdze Sandry" zastanawiałam się, czy  kolejna część Kręgu Magii zadziwi mnie czymś nowym, niespotykanym. Po jej przeczytaniu mogę powiedzieć, że warto było czekać. Z uśmiechem na ustach przypominałam sobie losy czwórki przyjaciół, których połączyły ich niezwykłe moce. 


Szkody powstałe po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło Wietrzny Krąg są stale naprawiane. Jednak osłabiona świątynia skazana jest na ataki piratów. Podczas połączenia mocy między  Sandrą, Tris, Briarem a Dają utworzyła się unikalną więź, łączącą ich magię i zdolności, która w przyszłości będzie miała ogromne znaczenie. Poza zwykłymi obowiązkami w Dyscyplinie i naprawianiem szkód, bohaterowie muszą ćwiczyć kontrole swoich mocy, a także odkrywają ich nowe możliwości. Dodatkowo do Dyscypliny przybywa Aymery, kuzyn Tris. Jest on dla niej symbolem rodziny, która ją porzuciła. Stara się nakłonić Tris, aby porzuciła Dyscyplinę i przyjaciół, i powróciła do rodzinnych stron. Dziewczyna jednak pragnie wraz z nimi stawić czoła nadciągającemu zagrożeniu.

Tak jak już wspomniałam na początku, książka jest miłym powrotem do przygód bohaterów. Styl Pierce zachwycił mnie od pierwszej strony. Autorka wyrobiła w sobie "to coś" czego niektórym pisarzom brak nawet po wieloletniej pracy. Dla niektórych książka być może wyda się zbyt spokojna, jak to było ze mną podczas czytania pierwszej części, jednak pozory mylą. Jest to opowieść o prawdziwej lojalności, rodzącej się przyjaźni ,nadziei, a także krzywdach, wyrządzonych przez zło. Jedna z wielu rzeczy, która od razu przykuwa uwagę czytelnika to z pewnością opisy. Czytając je czułam się uczestnikiem wydarzeń. Bez problemu wyobraziłam sobie wszystkich bohaterów. Akcja ani przez moment nie nudzi. 

Kolejna z rzeczy, o których trzeba tu wspomnieć to sam pomysł na książkę. Od  długiego już czasu rozczytuję się w fantastyce, a mimo to wciąż się zaskakuję.
W żadnej innej książce nie spotkałam się z takimi mocami jakie posiadają bohaterowie utworu. Sandry tka sieci, Daja kieruje kowalstwem, obróbką metali, Tris to spec od pogody, zaś Briar posiada moc ziemi. Cztery główne postacie - cztery skrajnie różne charaktery. Sandra, Tris, Briar i Daja są niezwykle barwni, Pierce nadała im całą paletę uczuć. Podziwiam autorkę za stworzenie tych postaci, a zwłaszcza Tris, handlarki, która ma władzę nad wodą. To właśnie na niej skupiła się akcja utworu. Jest ona zagubiona po nagłych wydarzeniach i odkryciu jak wielkie są jej moce. Nowe możliwości rozpraszają ją i nie pozwalają się skupić na niczym. 


Książkę polecam z całego serca. Zachwyca, uzależnia, rozkochuje. Należy po nią sięgnąć, gdyż jest w każdym calu unikatowa i niezwykła. Przedstawia nam perspektywę innego świata, do którego zapewne większość z nas chciałaby się udać. Nie nudzi, sprawia, że uśmiech sam wylewa się po twarzy. Ja natomiast ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część pt."Księga Daji". 
"Księga Tris" jest kontynuacją sukcesu Tamory Pierce. . Mam nadzieję, że tak będzie i z kolejną częścią.


                   Książkę otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa Initium. 



niedziela, 6 maja 2012

Trudi Canavan - "Szepty dzieci mgły"


Szepty dzieci mgły i inne opowiadania - Trudi Canavan
Szczerze powiedziawszy nie przepadam za opowiadaniami. Za każdym razem, gdy je kończę mam uczucie niedosytu. Mają one to do siebie, że kończą się zdecydowanie za szybko. Więc co mnie skłoniło do chwycenia za "Szepty dzieci mgły"? Z pewnością autorka. Trudi Canavan już od dawana cenię sobie jako pisarkę fantasy, które niesamowicie potrafi obezwładnić czytelnika słowami. Od razu muszę zaznczayć, że tym razem było tak samo.


Pierwszym z pięciu opowiadań zawartych w utworze Canavan są tytułowe"Szepty dzieci mgły". Muszę przyznać, iż chyba jest to najgorsze z opowiadań zawartych w utworze, a jednak ma swoją głębię i podwójne dno. Opisuje ona Velarin, sorę (czarodziejkę), która kiedyś służyła na dworze potężnego Iny. Spotykamy ją, gdy podróżuje wraz z kupcami jako ich strażniczka. Tak naprawdę ucieka ona jednak przed swoim dawnym życiem i swoimi decyzjami. Opowiadanie to mówi o tym, jak opłakane mogą być skutki wpływu innych ludzi na nas. Potrafią one sprawić, iż pragniemy schować się w cień, porzucamy swoje własne życie i wierzymy w to, co mówi nam druga osoba. Autorka stara nam się przekazać, że należy iść za głosem sumienia i nie poddawać się wpływom. Jak na początku napisałam, jest to chyba najgorsze opowiadanie w tym utworze, więc niektórych może zastanowić, dlaczego nadano taki tytuł. Uważam, iż jednym z powodów jest to, że to pierwsze opowiadanie, jakie napisała Trudi Canavan. Po drugie, czyż "Szepty dzieci mgły" nie brzmi tajemniczo i magicznie? 


Po kolejnym opowiadaniu, "Szalonym uczniu" spodziewałam się najwięcej. Do tej pory pamiętam jak zafascynowała mnie Trylogia "Czarnego Maga", więc z przyjemnością i zapartym tchem chwytałam za ten tekst. Jak napisała sama autorka w posłowiu "to musiało być o rodzinie, lojalności i cierpieniu, wypieranym ze świadomości i przerażeniu", a ja mogę się pod tym podpisać. Opowiadanie to mówi o Taginie, tytułowym Szalonym Uczniu, człowieku obłąkanym rządzą władzy, a także o chorym pojęciu moralności. Kieruje się on pragnieniem naprawy świata, stworzeniu swojej własnej utopii. Aby osiągnąć cel zabija ludzi, często niewinnych oraz nieświadomych. Jego siostra Indria, która zarazem jest narratorką wydarzeń przeżywa rozterkę. Pragnie ona pozostać przy bracie, ma nadzieję, że przekona go do zmiany swego postępowania,widzi w nim dobro, ale jednocześnie uświadamia sobie, jak wielkie zbrodnie popełnia. Mimo tego trwa u jego boku. Niezwykłe jest zakończenie utworu, perfekcyjne, a zarazem doprowadzające do łez i żalu.


"Markietanka" to według mnie najlepsze opowiadanie w tym zbiorze, i można by się nawet pokusić o rozwój tego tekstu. Przedstawiona w niej jest walka pomiędzy dobrem a złem. W opowiadaniu tym poznajemy młodą kobietę, która jest prostytutką jednego z dowódców. Nie zachowuje się jednak jak typowa "pani do towarzystwa". Jest błyskotliwa, mądra i urzekająca. Skrywa ona mroczną tajemnicę, która zmieni oblicze trwającej wojny...


"Przestrzeń dla siebie" urzekła mnie swoją formą. Jest to urywek pamiętnika młodej artystki. Malarka przeprowadza się do nowego domu, w którym znajduje dziwne, ukryte pomieszczenie, "bąbel czasowy", w którym czas zwalnia. Niestety zabawa wehikułem czasu przynosi niespodziewane konsekwencje...W pewien sposób ten tekst przypomina o przemijaniu czasu, ale także stwarza duże możliwości "gdybania". Co by było gdybyśmy my dostali taki pokój? Wykorzystalibyśmy w pełni naszą szansę, czy też woleli żyć naprawdę? 


Zaczynając "Biuro rzeczy znalezionych" poczułam swego rodzaju.... powiem grozy? Można to chyba tak określić. Autorka połączyła nierealne zjawiska z rzeczywistością. Choć nie jestem co do końca przekonana do tego opowiadania (z powodu zakończenia), przypomniał mi się mój ulubiony autor grozy King. 


Przeczytanie "Szeptów dzieci mgły" było dla mnie swego rodzaju eksperymentem. Unikałam opowiadań wszelakiego gatunku, jednak teraz uważam, że powinnam za nie chwytać częściej. Poza niezapomnianymi przeżyciami można podchwycić niejeden pomysł na własne opowiadanie. Te krótkie teksty są skarbcem nowych pomysłów i inspiracji. Myślę, że ten utwór powinien przeczytać każdy fan twórczości Trudi Canavan, a się nie zawiedzie. 



wtorek, 1 maja 2012

Antonio Salas - "Handlowałem kobietami"

Handlowałem kobietami - Antonio Salas

Jak Wam się wydaje, jakie są największe zagrożenia XXI wieku? Nikotynizm? Alkoholizm? Narkomania? Przed przeczytaniem najnowszego reportażu Antionio Salasa zapewne tak bym odpowiedziała na to pytanie. Jednak teraz? Z pewnością dodałabym do tej listy prostytucje, a także, co się z nią ścisło wiąże a jest dla mnie zaskoczeniem - handel ludźmi. 


Antonio Salas to pseudonim infiltratorski hiszpańskiego dziennikarza dokumentalnego. W swoich utworach porusza on kwestie życia codziennego, na które na ogół nie zwracamy uwagi. W utworze "Handlowałem kobietami" wniknął on w szeregi mafii handlującej kobietami i napisał wstrząsający reportaż. 


Przed rozpoczęciem utworu na jednym z portali przeczytałam taką wypowiedź: "Literatura Faktu przez duże F". Po zakończeniu tego przerażającego reportażu, w 100% zgadzam się z tym komentarzem.  Co czułam podczas czytania utworu? Z pewnością obrzydzenie, oburzenie, wściekłość i współczucie - ogromna litość dla prostytutek, a raczej niewolnic swoich panów. Autor zmusza nas, abyśmy poświęcili się tej książce bezgranicznie. Czytając, żyłam historiami dziewczyn, myślami o nich, wciąż powracałam do przerażających historii. Autor jest mistrzem słowa. Potrafi niesamowicie uchwycić słowa i opisać hermetyczny świat handlu kobietami. Wiele razy miałam wątpliwości co do tego, czy jestem na siłach, by wgłębiać się dalej w utwór. Wszystkie historie o nieludzkim wręcz traktowaniu młodych kobiet, gwałtach na zaledwie trzynastoletnich dziewczynach wywoływały u mnie wstręt do wszelkich mężczyzn, począwszy od handlarzy narkotykami, rzez pośredników, alfonsów, aż do mężczyzn korzystających z usług niewolnic. 


Czytając książkę przypomniałam sobie o miejscach, gdzie panuje jeszcze powszechnie nazywane "średniowiecze", gdzie to młode dziewczyny poddawane są doprowadzającym do mdłości obrzędom wudu, które mają za zadanie zniewolić kobiety. Wierzą one, iż jeżeli sprzeciwią się mężczyźnie, który zabiera je do "lepszego świata" ich rodzina zginie, a one będą cierpiały przez wieki, za sprzeciwienie się woli bogów. Dziwne jest to, z jaką łatwością można obrócić założenia wiary: zamiast pomagać, miłować i szanować -  zastraszać, manipulować i dręczyć, poniżać. W takich miejscach religia nie jest błogosławieństwem, a manipulatorskim przedsięwzięciem. 


Po "Handlowałem kobietami" możecie spodziewać się wielu rzeczy: chwil pełnych obrzydzenia, grozy oraz głębokich przeżyć, które wryją się w wasze umysły na długo. Jest to wyjątkowo wciągająca książka i warta przeczytania. Dzięki niej można przejrzeć na oczy w związku z wieloma sprawami i uświadomić sobie, że nasz piękny, wyidealizowany świat "białych europejczyków" nie jest wcale taki wspaniały, na jaki wygląda. 


Za książkę serdecznie dziękuje Księgarni Matras